„Ja tylko… Chciałem być zwyczajnym ninją i dostawać zwyczajną wypłatę… Poślubić kobietę, która nie była by ani ładna ani brzydka…
I mieć dwójkę dzieci. Pierwsza byłaby dziewczynka, a drugi chłopak. Wycofałbym się z bycia ninją, jak tylko córka wyszła by za mąż, a syn dostałby pracę.
Na emeryturze gdybym się nudził, grał bym w Shougi i Go… Żyłbym zwyczajnie bez żadnych trosk. Umarłbym ze starości i wcześniej niż żona.
Takiego życia zawsze pragnąłem. Ale wpakowałem się w to bagno co jest do mnie niepodobne. Chciałbym umrzeć w zwyczajny sposób. Nie wyjdę z tego cało.”
Kosma Kilian || 21 grudnia 1995 rok || (jeszcze) 19 latWaszyngton || Made in USA || alias Clever || The Crossuprowadzony dwa lata temu po wypadku samochodowym, którego nie pamięta || maskotka (zabawka) dla jednego z wpływowych biznesmenów- Martina Lorenzametr osiemdziesiąt wzrostu wiecznego znudzenia || siedemdziesiąt trzy kilogramy niezadowolenia || piwne oczy || blondyn || siniak na siniaku i kilka blizn do tej kolekcji w "prezencie" od swojego "właściciela"Czy tutaj mieszka Dziabaducha? || Bunt na każdym kroku || Samobójcze skłonności. Po dziadku || Zawsze na "nie"bo laktozaOd groma i ciut, ciut tatuaży na ciele || dobry zmysł strategiczny || Never old to rock and roll || Chciałbym być chmurą ||Hipersomnia i częściowa amnezja- gorszego połączenia chyba być nie mogło || Biały król z szach wiecznie w lewej kieszeni spodniCo lubię? Na pewno nie was. || Nie zdradzę wam co lubię, a czego nie. Co do marzeń... Mam kilka hobby.Ciągłe próby ucieczki || Cel uświęca środki || Nie ucieknę więcej... Nie cofnę swoich słów
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Tak samo jak wczoraj, tydzień, miesiąc, czy rok temu...
- To znaczy?
- Dziękuję, przywykłem.
[Witam. Zapraszam do wątków. Do powiązań także. Na zdjęciach Marco Reus. Zakładki uzupełnię w swoim czasie. Cytat tytułowy pochodzi z piosenki "I co ja robię tu?" z repertuaru Elektrycznych Gitar. W karcie przewijają się cytaty z mangi (jak i też anime) "Naruto" autorstwa Masashiego Kishimoto oraz "Kataszy" Hey. Staram się odpisywać każdemu, ale czasami zdarza mi się pominąć kogoś. Wtedy proszę grzecznie o sobie przypomnieć :) No to lecimy z tym koksem :D]
[Z strony administracyjnej nie mam w sumie nic do zarzucenia, wszystko jest w najlepszym porządku. Z strony autorskiej, chwale kartę i zapraszam na watek, ale to raczej z moją żeńską postacią, ktora pojawić powinna sie wkrótce. Chyba, że masz cos interesującego dla naczelnika The Cross :) ]
OdpowiedzUsuńAdrian
[ Heej :D Witamy na blogu i z moją Rosjanką zapraszamy do siebie po wątek. ]
OdpowiedzUsuńNatasha
[ Jelena też się wita. :D Zapraszam na wątek do Matrioszki, ale niestety — nie mam pomysłu. Jeśli Ty masz, to normalnie lecę Ci lizać stopy. XDDD A tak na poważnie, to wtedy ja zacznę. :) ]
OdpowiedzUsuńJelena
[ Cóż, od strony administracyjnej nie mogę się do niczego doczepić. Mogę jedynie powiedzieć, że miło mi widzieć kolejną postać i życzyć dobrej zabawy! Jako autorka zapraszam do wątku. Mój Nick niedawno sam był taką zabaweczką, więc może uda nam się coś ciekawego wymyślić. :) ]
OdpowiedzUsuńAdministracja / Nick
[Zacznie uciekać. Dobra. I co dalej? Nie ma mowy, żeby Mei pobiegła za nim. Raczej w odwrotną stronę, mając nadzieję, że Krzyżak puści się za Kosmą. Wiesz, przetrwanie, te sprawy. Chęć pozostania przy życiu zamiast podejmowania niepotrzebnego ryzyka.]
OdpowiedzUsuńMei Fischer
[ No pewnie. Może nawet zabrałby go do swojego pokoju w ich bazie czy coś w tym stylu. Wiesz taka solidarność zabawek :) ]
OdpowiedzUsuńNick
Nudziło mu się w bazie. Ku swojemu zdziwieniu przebywanie w jego pokoju mu się znudziło, roboty też nie miał. Od kilku dni było bardzo spokojnie, co zaczynało go irytować. Postanowił więc zaczerpnąć świeżego powietrza i wyjść. Założył na siebie ciemną bluzę, a kilka sekund później już stał przed budynkiem SS Company. Rozejrzał się dookoła, nie mając pojęcia dokąd może się udać. Wychodził jak miał zadanie, nie często zdarzało mu się od tak sobie chodzić po ulicach Miami. Po dłuższym rozmyślaniu, postanowił po prostu iść przed siebie, tam dokąd go nogi zaprowadzą.
OdpowiedzUsuńNick
[ Czyli on miał jakiś tam wypadek, wtedy go porwali, ale on tego wypadku nie pamięta. Czyli wątek z retrospekcji, oni go porywają i przyprowadzają do niej, aby zadecydowała o jego losie. ]
OdpowiedzUsuńNatasha
*jakiś czas temu :)*
OdpowiedzUsuńNatasha znajdowała się w jednym z pokoi hotelowych, który został wynajęty specjalnie do wykonania dzisiejszego zadania. W takich właśnie chwilach jeszcze bardziej uwielbiała swoją pracę, czy to złe uczucie pragnąć choć odrobiny luksusu? Jeśli tak, to po co być dobrym? Rozsiadła się na jednym z dwóch foteli przeglądając przyniesiony jej drobny zbiór informacji dotyczących chłopaka, którego miała przydzielić do nowego życia. Nie było tego zbyt wiele, ale wystarczyło by podjąć decyzję, choć i tak wolała zobaczyć ofiarę na żywo, dla upewnienia. Rzadko, ale czasami zmieniała swoje decyzję, zazwyczaj kierowała ludzi do domów publicznych, jednakże nie zawsze, od czasu do czasu była bardziej łaskawa....
Słysząc głośne kroki, a tuż po chwili szmer otwieranych drzwi odłożyła dokumenty na stolik obok i spokojnie przyglądała się scenie wprowadzania chłopaka. Gdy wszyscy już weszli do środka wstała z miejsce przyglądając się nowej zdobyczy.
Natasha
[Good. W takim razie zacznę nawet ]
OdpowiedzUsuńLucy nienawidziła swojej pracy. Nie robi tego dobrowolnie, gdyby tylko mogła najchętniej poczułaby zapach wolności. Aktualnie znajdowała sie w sporym lokalu należącym do Lotosu, gdzie ubrana w czerwoną sukienkę do kolan, przysiadła w kącie pomieszczenia. Miała nadzieje, że uda jej się tej nocy oszczędzić sobie nocnych przygód. W tym życiu nie zostało jej nic jak miec nadzieje, że kiedys sie uwolni. Że będzie mogła być szarym człowiekiem w swojej własnej rzeczywistości. Wsadziła czarną słomkę do ust i napiła sie soku pomarańczowego. Nie miała nawet ochoty na alkohol, jak z reguły zazwyczaj. Przyglądała sie mężczyzną, którzy wzrokiem atakowali różne kobiety.
Lucy
[ Poprosiłabym, aby pod każdym odpisem twojej postaci znajdował się podpis. Jest sporo autorów, a to innym ułatwi pisanie. Wiem, że to mogło być przypadkowo pominięte, ale zwracam uwagę tak na przyszłość. ]
OdpowiedzUsuńBlondyn chłodził już strasznie długo, bynajmniej tak mu się wydawało. Z szarego nieba zrobiło się ciemno granatowe, więc przewidywał, że jest dosyć późno. Właściwie chciał już wracać, miał nadzieję na jakąś robotę, jednak podświadomość dyktowała mu, że po przyjściu po prostu z nudów będzie musiał położyć się spać. Jako jedna z niewielu osób nie lubił spać, bo gdy tylko zamykał oczy dopadała go przeszłość. Warknął pod nosem, nie powinien o tym myśleć.
Miał już obracać się na pięcie i ruszyć do bazy, ale poczuł jak ktoś na niego wpadł. Irytował go każdy najmniejszy dotyk, nawet taki. Złapał za swoją broń, jak to miał w zwyczaju, nakierowując lufę na chłopaka przed nim. Wolną dłonią złapał go za kurtkę, mordując niemalże spojrzeniem.
- Masz dzisiaj wyjątkowego pecha. - Oznajmił mu, ignorując spojrzenie innych ludzi. Zelo się tym nie przejmował. - Cholernego pecha. - Dodał, ciągnąc za sobą chłopaka i chwilę potem cisnął go na ziemię w jakimś ciemniejszym miejscu. - Coś ty za jeden? - Zapytał. Tak, blondyna dosyć łatwo szło zdenerwować, szczególnie jak miał gorszy dzień. Mimo to nie widać było na jego twarzy grymasu jakiejkolwiek emocji. Nawet głos miał typowo chłodny. Nie interesował go ten chłopak, po prostu nudziło mu się, a chłopak wydawał się idealny by się nad nim poznęcać.
Nick
Gdy mu się przyglądał, dostrzegł te blizny i ślady. Lubił się bić czy miał ciekawego rodzica? Zelo nie interesował się ludźmi, ale widząc ten strach w oczach chłopaka przed nim i ogólnie jego samego, wydawał mu się znajomy. Blondyn obserwował i słuchał go uważnie. Więc chciał zginąć? Bartov uśmiechnął się lekko pod nosem, on sam tylko czekał, aż ktoś sprzeda mu kulkę w łeb czy cokolwiek, byleby nie musieć męczyć się ze wspomnieniami.
OdpowiedzUsuń- Kto powiedział, że chcę cię zabić? - Spytał, ale nie schował broni. Dla własnego bezpieczeństwa. - Nie chcę byś uciekł, ale skoro chcesz zginąć, takie próby są bezcelowe, więc jak się ruszysz to przestrzelę ci kolano. - Oznajmił ze spokojem, jakby mówił o smarowaniu chleba.
Podszedł bliżej do niego i złapał go za podbródek, kręcąc jego twarzą na boki. Nie miał nic ciekawszego, a nawet rozmowa z tym dzieciakiem była jakimś wyjściem. Dzieciakiem... chłopak wyglądał na kogoś w jego wieku, ale... Zelo zawsze tak myślał o innych osobach z podobnego przedziału wiekowego.
Słysząc te słowa, zdawało mu się, że je słyszał, dawno temu. Jednak nie wiedział gdzie.
- Odpowiesz mi na moje pytanie? - Nakierował lufę na jego ramię. Przestrzelone nie dostarcza przyjemnych wrażeń.
Nick
[ No i witam się z uprowadzonym! Rozumiem wątunio, tak? To może i im powiązanie od rzu walniemy, hmm? :3 ]
OdpowiedzUsuńAnaya H.
[ Z litości czy nie, zając się nim musi. Bądź co bądź jest osobą uprowadzoną, a Hebert się takimi osobami zajmuje. Pasuje mi, kto zaczyna? ]
OdpowiedzUsuńAnaya H.
Zelo postanowił okazać mu empatię. Tak ludzie, on chciał być miły dla obcej osoby. Znaczy... tak jak potrafił, a aktorem był bardzo dobrym. Nuda i irytacja były tak silne, że naprawdę zaczęło go interesować, co takiego spotkało tego chłopaka, że czeka na śmierć? Nick w tym punkcie widział samego siebie, nawet przeszło mu, że chłopak przed nim jest zabaweczką, ale przecież... co on by tutaj robił? Zabawką nie było opuszczać swojego pokoju bądź domu jeśli trafiły na lepszego właściciela.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się lekko do niego, po czym przekrzywił głowę. Zastanawiał się chwilę nad jego słowami. Nie wiedział kim jest? No i proszę, kolejny punkt wspólny. Znaczy, kiedyś Zelo nie wiedział czym tak naprawdę jest, teraz sytuacja miała się lekko inaczej.
- Dlaczego czekasz na śmierć? - Zapytał i pomimo, że jego twarz zmieniła charakter na bardziej przyjazny to jego głos wciąż był pozbawiony uczuć. - To może będę tak dobry i spełnię twoją prośbę. - Dodał, ale kłamał. Nie zamierzał go zabijać. Na razie..
Nick
Słuchał jego monologu. No proszę, chłopak przed nim nienawidził tego, że nic nie pamiętał, a Zelo mu tego zazdrościł. Ile by dał by nie pamiętać czasu spędzonego u swojego właściciela? Nawet nie chciał już pamiętać tych dobrych chwil, które miały miejsce przed porwaniem. Nic, kompletna pustka w jego głowie była czymś czego chciał bardziej od śmierci. Nic mu nie odpowiedział. Przez dłuższy czas patrzał się na niego, poważnie rozważając swoje słowa nad zabiciem tego tutaj o. Ale wtedy ten mu się przedstawił. No gdzieś słyszał to nazwisko, tylko nie wiedział gdzie.
OdpowiedzUsuń- Nick Bartov. - Odpowiedział. Sam nie wiedział czemu podał prawdziwe dane, mógł skłamać, a Kosma i tak by o tym nie wiedział, ale mu też wydawał się znajomy. W pewnym momencie go olśniło. Raz jego właściciel musiał na dłużej wyjechać i przywlókł go do bazy The Cross, gdzie spędził kilka dni wśród osób z selekcji. I tam właśnie poznał tego chłopaka. - Jesteś zabawką jakiegoś bogacza i mu nawiałeś? - Zerknął na niego podejrzliwie.
Nick
Nick uważnie mu się przyjrzał i dostrzegł kilka siniaków. Zmrużył na to oczy. Po raz kolejny dziękował Natashy, że ta przydzieliła go do faceta, który nie bił go na każdym kroku. Co prawda, zdarzało się, że rozwalił jakiś przedmiot na jego ciele, skrzywdził go w innym sposób, ale nie robił tego systematycznie. Westchnął, był bardzo dobrą zabawką, dlatego był traktowany nieco lepiej niż inni.
OdpowiedzUsuń- Długo by opowiadać. - Stwierdził, rozglądając się. Mógł mu udzielić tej odpowiedzi, nie miał nic przeciw temu. Większość osób w mafii znała jego historię. Jednak teraz nie było czasu. Nick miał dwa wyjścia. Albo pomóc blondynowi się gdzieś ukryć, albo oddać go właścicielowi. Chwilę się nad tym zastanawiał, a potem schował swoją broń. - Wstawaj. - Nakazał, już bez cienia miłego wyrazu. Nie mógł go zaprowadzić do ich bazy, wszystko by się wydało, co byłoby fatalne w skutkach. Zelo nie chciał znowu rozmawiać ze swoim szefem. Ostatnio wystarczająco go upokorzył. - No jazda. - Ponaglił go, chwilę później łapiąc za ramię i ciągnąc w sobie znanym kierunku. Właśnie coś mu przyszło do głowy, Kiedyś, na wszelki wypadek załatwił sobie małe mieszkanko, którego i tak nie używał, bo przecież wygodniej mu było mieszkać w bazie. Tylko czasami gdy chciał odetchnąć, właśnie tam się przenosił. - Spuść głowę i się nie rozglądaj. - Nakazał mu. Dlaczego mu pomagał? Proste, był w jego sytuacji i wręcz błagał by ktoś zabrał go z tamtej willi.
Nick
[Fajny on. Laktoza wygrywa wszystko, a biały król jest świetny.
OdpowiedzUsuńMoże coś, ktoś, gdzieś?]
Harvey.
[Z rodzicami będzie problem, bo Harvey całe życie mieszkała we Włoszech.
OdpowiedzUsuńAle możemy to rozegrać tak - powiedzmy, że on i Harvey poznali się jakoś przed jego wypadkiem. Harvey już wtedy należała do Bertone i trochę 'wkręcała' chłopaka (He, moja postać jest 10 lat starsza.) w mafijną społeczność. Jeśli masz ochotę możemy jakoś zamieszać w Harvey w jego wypadek. Kilian mógł np. jechać na spotkanie z Harvey. Wypadek miałby miejsce gdzieś dalej, a gdy kobieta dotarłaby do rozbitego samochodu (Płonącego, o!) Kosmę zabraliby już The Cross. Ona byłaby pewna, że nie przeżył.
O ile takie coś w ogóle wchodzi w grę.]
Harvey.
[Bogowie, ile powtórzeń, sorry.]
Usuń[Może doszłaby do niego informacja, że Kosma ciągle próbuje uciekać i pan biznesmen okropnie na to narzeka, więc przyszedłby go trochę postraszyć?]
OdpowiedzUsuń//Thijs Siergiejew
Uśmiechnął się pod nosem, gdy ten strącił jego rękę. Sam przecież nie lubił gdy inni go dotykali. Mu to przywodziło na myśl wspomnienia i sądził, że również dlatego jego towarzysz reaguje tak samo. Nie odezwał się do niego przez całą drogę. Nie była ona jakoś strasznie długa, ale i nie krótka. Gdy w końcu dotarli przed odpowiedni blok, Nick wszedł, posyłając znaczące spojrzenie blondynowi, że ten ma iść za nim. Wszedł na dziewiąte piętro i drutem [bo po co komu kluczyki?], otworzył wejście. Jego mieszkanie nie było duże. Raptem mały korytarz, kuchnia, łazienka i pokój który robił za razem za sypialnię i salon. Zelo zamknął drzwi za sobą, od razu kierując się do pokoju dziennego. Znajdowało się tam dwuosobowe łóżko, z racji tego, że Zelo nigdy nie spał spokojnie, regał z książkami, stara kanapa, lampa i telewizor. Zwykły, najzwyczajniejszy w świecie. Wolał nie wydawać pieniędzy na rzeczy w tym domu, rzadko tutaj bywał.
OdpowiedzUsuń- Rozgość się. - Mruknął do Kosmy, samemu siadając po turecku na łóżku.
Nick
Uważnie go obserwował. Tak już miał, był nieufny i każdego traktował z pewnym dystansem. Ale... co ten chłopak mógł zrobić? Raczej nic. No chyba, że jest tak świetnym aktorem jak on, w co szczerze wątpił. Na wzmiankę o drucie tylko się uśmiechnął.
OdpowiedzUsuń- Jest praktyczniejszy i uniwersalny. - Odpowiedział mu.
Nie przeniósł wzroku na nic innego. Bo i nic ciekawego nie było w tym pokoju. A gość w jego i tak niezamieszkiwanym domu, był naprawdę czymś nowym. Jeszcze lepiej, ten gość został przez niego uratowany. No naprawdę, dziwił się sobie.
- Nie uciekłem. - Stwierdził po chwili namysłu. - Właściwie normalnie wyszedłem, tak przez drzwi. - No nie umiał. Nie umiał się powstrzymać od rzucenia takiej uwagi. Co zrobisz, taki typ. - Przez trzy lata byłem zabaweczką, przez ponad dwa udawałem, że mi to wszystko się podoba. W końcu facet mi zaufał, a ja wpadłem na pewien pomysł. Wybłagałem od niego pozwolenie na wyjście, zorganizowałem sobie broń, nauczyłem się strzelać... I pewnego dnia, gdy przyszedł z pracy, stanął w salonie i oznajmił, że cały dzień myślał o tym jak mnie przerżnąć, wyciągnąłem pistolet i go zastrzeliłem. - Powiedział bez cienia emocji, chociaż uśmiech się wkradł na jego usta. - Udałem się do bazy mafii, zrobiłem małą rozrubę i chyba im się to spodobało skoro mnie przyjęli. - Zakończył, wzruszając ramionami.
Tak szczerze powiedziawszy, ten chłopak przed nim był chyba pierwszą osobą, która usłyszała tą historię od niego samego, a nie z plotek. Po chwili westchnął i przetarł zmęczone oczy.
- To nie jest hotel pięciogwiazdkowy, ale jak sam zauważyłeś, rzadko tutaj przychodzę. W lodówce pewnie jest zepsute żarcie, więc nie radzę go tykać. - Zaczął, widząc że Kosma jest zmęczony. Kto by nie był? - Jak nie chcesz wrócić do swojego właściciela to radziłbym zasłonić okna, nie hałasować i nie wytykać nosa za drzwi. - Poinstruował go. - Rano przyniosę ci coś do jedzenia, koc jest w tamtej szafce. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Nick
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNick westchnął. Jego towarzysz naprawdę ma pecha. Po raz kolejny powinien dziękować Natashy, że akurat jego posłała do w miarę normalnego gościa. Bo, kto normalny kupuje sobie zabawkę? Można powiedzieć, że w środku współczuł chłopakowi, ale to głęboko w sobie, bo na twarzy wciąż miał tą maskę. To niedorzeczne, że on go tutaj trzymał. Jak sprawa się rypnie, oboje będą mięli spapraną przyszłość. Nick, co prawda martwił się bardziej o sobie, ale nie był aż takim do końca egoistą. Przecież mu pomógł.
OdpowiedzUsuń- Yh... - Mruknął, widząc że chłopak próbuje zasnąć na fotelu. - Na litość, połóż się na łóżku, jak człowiek. - Powiedział, może trochę za szorstkim tonem. Był Katem, taka profesja. Musiał wyglądać, mówić i być groźny, a bynajmniej się takim wydawać. Po chwili stwierdził, że może fakt, iż on sam usiadł się na posłaniu, krępował chłopaka. Wstał więc, podchodząc do drzwi. - Rano przyniosę ci coś do jedzenia, a teraz muszę iść. Mam przesłuchanie. - Wyjaśnił. No tak obowiązki. Machnął do chłopaka ręką, a następnie wyszedł. - Zaklucz się. - Dodał jeszcze.
Nick
Nic mu nie odpowiedział, sam nie wiedział jeszcze co zrobi. Nie chciał wydać chłopaka, ale przecież to że on będzie u niego mieszkał nie będzie trwało w nieskończoność. Jednak to nie jego problem, bynajmniej to sobie wmawiał. Był dobrym aktorem, więc reszta nawet nic nie podejrzewała. Dobrze wykonał swoje zadanie.
OdpowiedzUsuńNastępnego ranka, udał się do sklepu. Kupił coś do jedzenia i picia, po czym powędrował do swojego mieszkania, gdzie znajdował się Kosma. Wszedł oczywiście używając drutu.
- Włamuje się pan do własnego mieszkania? - Usłyszał głos swojej sąsiadki. Odwrócił się w jej stronę z lekkim uśmiechem. Uśmiechnął się uroczo, kładąc dłoń na karku. Udawał w taki sposób miłego gościa, lekko zawstydzonego.
- Znowu zgubiłem klucze. - Mruknął, a kobieta się zaśmiała.
- Oh Nicholas! Może powinieneś jakieś u mnie zostawić? Na wszelki wypadek.
- Tak, oczywiście. Dziękuję. - Uśmiechnął się.
Wszedł do mieszkania, szybko klucząc drzwi. Mimowolnie się skrzywił. Nic jednak nie powiedział, od razu udając się do kuchni, wypakowując zakupy. Międzyczasie zerknął na zegarek. Ciekawy był czy młodszy jeszcze spał. W każdym razie, na razie nie planował go budzić.
Nick
Niewiele ludzi miało okazję ujrzeć pannę Demone z wyrazem bezdennego zdezorientowania i zaskoczenia na twarzy. Cóż, tego dnia to grono znacznie się powiększyło. Kobieta stała oparta o ścianę w głębi zaułka z ustami rozwartymi w wyrazie kompletnego osłupienia i szeroko otwartymi oczami. W jej głowie wyraźnie kłębiły się tysiące myśli, których kobieta nie potrafiła wyrazić słowami. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. I chyba faktycznie tak było. Na wprost niej stał Kosma Kilian, ten sam chłopak, który dwa lata temu w drodze do Miami spowodował wypadek samochodowy i tam sam, który zginął. Przecież on nie żyje, on nie może żyć. Pamiętała dzień wypadku dokładnie, choć były to boleśne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńGdy kobieta próbowała ogarnąć całą tą sytuację, Kosma poszedł do niej niepewnym krokiem. Harvey odniosła wrażenie, że jej nie poznał. Nasiliło się ono wraz z zadanym przez niego pytaniem. Postanowiła jednak zignorować głos rozsądku. W końcu raz na jakiś czas można się zapomnieć, a zmartwychwstanie Kiliana jest chyba dobrą okazją. Powoli zbliżyła się do blondyna i delikatnie, jakby nie chcąc go zranić, przesunęła wierzchem dłoni po jego policzku.
- Mio Dio... - wyszeptała. - Kosma...
Harvey, z której wyszła pseudoromantyczka, ale jeszcze to naprawimy.
Natasha za każdym razem wiedziała co czują przywiezione do niej osoby. Wiedzieli, że coś się z nimi stanie, ale nie wiedzieli co i właśnie ta niewiedza była najgorsza, czekać na coś co mogło okazać się wszystkim. Ona też to przeżyła i pewnie nigdy nie zapomni tego dnia. Sądziła, że wszystko będzie jak co dzień, wyjdzie z domu, zrobi sobie krótki spacer, wstąpi do jakiegoś klubu i wróci do upitego ojca. Siedząc przy barze dostrzegła przystojnego mężczyznę, który kusząco się do niej uśmiechał, a więc nic dziwnego, że do niego podeszła. Co było dalej? To samo co ze wszystkimi, pod jakimś pretekstem wyprowadził ją z klubu, a później pokazał swoją prawdziwą twarz, poturbował ją, by na koniec i tak obezwładnić jakiś płynem. Obudziła się w samochodzie, kompletnie nie wiedząc ile czasu była nieprzytomna, powoli przypominała sobie co się stało, a gdy pamięć wróciła całkowicie zaczęła krzyczeć i się szamotać, ale tak czy siak to na nic się nie przydało. Dostała kopniaka, a moc uderzenia ponownie zepchnęła ją w ciemność, a wszystko znowu zniknęło. Obudziła się w jakimś pokoju, niczym nie przypominał pokoju w jej domu, a więc to wszystko to nie był sen? Była przerażona i nie wiedziała co się dzieje, znowu zaczęła krzyczeć, aż w końcu usłyszała ciche kroki, które z każda chwilą stawały się coraz bardziej słyszalne, aż wreszcie mężczyzna, którego poznała w barze wszedł do pokoju. Machinalnie chciała zrobić krok do tyłu, ale nie mogła się ruszyć, związane ręce i nogi bardzo jej to utrudniały. Wtedy dowiedziała się o wszystkim, o tym całym mafijnym świecie i o tym, że od teraz jest prostytutką. W życiu nawet nie wymyśliłaby takiej historii, każdy wie, iż takie rzeczy się zdarzają, ale zawsze myśli się że takie coś nie może się mu stać.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie. Chłopcy możecie iść, zamknijcie za sobą drzwi. A ty... - skierowała się do chłopaka, który najwyraźniej był bardzo zdezorientowany. - Uspokój się i usiądź, a i nic nie kombinuj, uwierz mi było tu już wielu takich jak ty i bez trudu dałam sobie z nimi radę. - stwierdziła i ponownie usiadła na fotelu, na którym przed chwilą siedziała. Znowu wzięła do ręki plik kartek i zaczęła je przeglądać, choć właściwie już wszystko wiedziała.
- A więc... To nie jest pomyłka, o to się nie martw. Od tego momentu Twoje poprzednie życie nie istnieje, a jedyne co ja muszę zrobić to wybrać gdzie Cię skierować. - wytłumaczyła ponownie odkładając na bok dokumenty i rozsiadając się wygodnie, spoglądała na chłopaka.
Natasha
Jelena miała tego dnia mocne postanowienie: odwiedzi Kosmę. A jeżeli ona sobie coś postanowiła, zawsze to zrobi.
OdpowiedzUsuńDlatego też szła w kierunku miejsca, w którym mieszkał. Jelena lubiła tego chłopaka; nie użalał się nad sobą w takim stopniu, w jakim inne zabawki miały zwyczaj, ale też nie zgrywał twardziela, co Jelenę niezmiernie irytowało. Był, kolokwialnie mówiąc, fajny.
Zapukała do jego drzwi. Wiedziała, że w tej chwili pana Kosmy w domu nie było. To tylko ułatwiało sprawę, Rosjanka nienawidziła tego chuja.
— Obiecałam, że będę przychodziła — odpowiedziała spokojnie.
Weszła do domu i obróciła się tak, by mieć przed sobą chłopaka.
— Wiesz, kiedy on wróci? — zapytała. — Mam tutaj czekoladę i coś specjalnego... ale chciałabym, żebyśmy zjedli to tylko my. Bez niego.
Może było to dziwne, że Jelena zachowywała się tak przyjaźnie w stosunku do kogoś. Ale ona naprawdę szczerzę lubiła Kosmę, jako jedną z niewielu osób. I nawet ona potrafiła być miła.
Jelena
Szybko zamrugała oczami w reakcji na słowa mężczyzny. To nie mógł być jej Kosma. Może się pomyliła? Opuszczając rękę, jeszcze raz zlustrowała jego twarz. Piękne, piwne oczy, które zawsze przyciągały jej uwagę. Wąskie usta. Blond włosy, obcięte inaczej niż kiedyś, ale nadal w kolorze zboża. To musiał być Kosma Kilian.
OdpowiedzUsuńHarvey była kompletnie zagubiona. Gdzie się podział ten śmiały, wygadany chłopak wraz jego szczerym uśmiechem? On jeden zawsze potrafił ją rozweselić. Zamiast niego stał przed nią wrak człowieka. Co się z nimdziało od wypadku? Mógł zadzwonić, przyjechać. Cokolwiek. Do cholery, myślała, że on nie żyje. Przecież wiedział, że jej na nim zależy. Wiedział, że pomogłaby mu.
Wyrywając się, prawie siłą, z potoku myśli, usłyszała drugą część wypowiedzi mężczyzny. Teraz Włoszka miała wielką ochotę go przytulić i cicho poprosić, żeby przestał żartować. Powstrzymały ją jednak drżące ramiona blondyna i wspomnienie jego poprzednich słów. Coś było nie tak, ale ona nie wiedziała co.
- Kosma, czy mógłbyś przestać? - jęknęła słabym głosem. - Myślałam... Byłam pewna, że zginąłeś! Jak możesz żartować sobie ze mnie w takiej chwili? To... To okropne. Ja tylko... Rozumiesz co ja przeżywałam podając się za urzędnika i tłumacząc Twoim rodzicom, że umarłeś? Że ich pierworodny syn nie żyje? Odszedł, tak po prostu... Ja...
Nagle kobieta poczuła, że robi się jej słabo. Tego było za dużo. Przed oczami zatańczyły jej czarne plamy. Jak przez mgłę dotarły do niej słowa Kosmy. "Straciłem wszystkie wspomnienia." Oparła się o brudną cegłę i powoli zjechała po ścianie. Wzdychając, potarła dłonią skronie. Tego naprawdę było za dużo.
Harvey.
Przeniósł wzrok na chłopaka, który wchodził do kuchni. Skinął mi głowa na powitanie, po czym dalej wrócił do układania produktów na półki. Nie było ich znowu tak dużo, po prostu przy okazji robił porządki, bo tak jak mówił... latającego kawałka sera mógł się tutaj spodziewać.
OdpowiedzUsuńZerknął na Kosmę przez ramię, ale nie na długo. Dwie sekundy później znowu wrócił do poprzedniej czynności.
- Zaraz zrobię coś na śniadanie. - Odpowiedział po chwili. On nie był jakoś specjalnie głodny, ale.. kto wie kiedy jego towarzysz jadł. - Jak dojdziesz do siebie, a oni skończą patrolować loty i przejazdy na dalszą odległość, wtedy najlepszym wyjściem będzie ucieczka. - Stwierdził. Wstawił wodę i wyciągnął dwa kubki. - Czarną? - Obrócił się do niego przodem, opierając biodrami o blat. - Chociaż, zostaje ci też operacja plastyczna, ale wątpię być się na to zgodził. Poza tym, jest ona dosyć kosztowna. Więc najbardziej dostępną dla ciebie formą jest ucieczka gdzieś daleko. Najlepiej wyjazd z kraju, chociaż te szczury krążą wszędzie. - Oznajmił. Dosłownie wszędzie. Ich grupa była rozbudowana, współpracowała z wieloma innymi na całym świecie. Nawet z Yakuzą...
Nick
Przywykł już do tego, że od czasu do czasu musiał odwiedzać te szczury w ich dziurach, do których wysłał ich osobiście parę lat temu, bo wciąż zdawały się nie chcieć zrozumieć jaka była ich teraz rola na tym świecie. Niedawno przyszła do niego wiadomość o prostytutce, która w burdelu zaczęła grozić, że odebrałaby sobie życie gdyby jej nie wypuszczono, a przy braku jakichkolwiek potrzebnych jej narzędzi użyła własnych paznokci, wykonując głębokie zadrapania na obu przedramionach. Tym razem, jedna z zabawek jakiegoś bogacza ciągle podejmowała się próbom ucieczki, a jego właściciel cały czas skarżył się w obawie, że straciłby jedyne źródło orgazmu swojego życia.
OdpowiedzUsuńThijs został tam wysłany osobiście. Stwierdzono, że obecność Kata nie była obowiązkowa: może dlatego, że sam Siergiejew potrafił być nadto przekonujący, potrafił zmusić ofiary do posłuszeństwa. Jak byłoby tym razem?
Przywitała go ogromna, bogata willa, której niektórzy mogli jedynie pozazdrościć. Po przywitaniu się z dżentelmenem, który był tego wszystkiego właścicielem, został skierowany do małych drzwi które okazało się, że prowadziły do piwnicy. Musiało tu być kiepsko zważywszy na to, że w zasadzie milionerzy chociaż troszkę dbali o swoje zabawki, żeby mogły wydawać z siebie głośniejsze odgłosy podczas rżnięcia, a nie narzekać na ból gardła czy przeziębienie. Mężczyzna wszedł do środka i w momencie, w którym usłyszał zamykające się za sobą drzwi, światło w ciasnym pomieszczeniu zostało zaświecone. Thijs mógł wreszcie spojrzeć na twarz, którą dobrze pamiętał.
- Kosma! - odezwał się z ironicznym entuzjazmem, a jego usta zostały ozdobione denerwującym uśmiechem. - Tyle lat minęło... Jak tam u ciebie? Co się zmieniło? Jak ci się żyje? W takiej willi mieszkasz, tylko pozazdrościć...
//Thijs Siergiejew
Spojrzała na mężczyznę zdezorientowanym wzrokiem. O czym on mówił?
OdpowiedzUsuń- Uciec? Dlaczego miałbyś uciekać? Od kogo?
Harley zadawała pytania szybko i cicho, Kosma pewnie nawet jej nie zrozumiał. Miała naprawdę wielką ochotę go przytulić. Chciała to zrobić tylko po to, żeby przekonać się, że jest prawdziwy i uspokoić własne nerwy. Jej głowa pulsowała tępym bólem. Teraz to ona była przerażona. Blondyn mówił coraz bardziej podniesionym głosem. Ciężko podniosła się do pozycji stojącej. Kojarzenie faktów szło jej niesamowicie wolno, a skupienie się na jednej myśli było zadaniem niesamowicie trudnym.
- Oni? Kosma o czym Ty mówisz? Co się działo przez te dwa lata? Co to za pytanie o rodziców? Interesy? Przecież po wypadku powinieneś... - Harvey przerwała monolog, wpatrując się w jakiś punkt za plecami mężczyzny. Chcąc stłumić cichy okrzyk wyrywający się z jej ust, zakryła je ręką. - Zabawką? Czy Ty... Czy Ciebie... The Cross... I oni... Ale ja widziałam co oni... Mio Dio, Kosma...
[U Mattiego zacznę później. Staram się najpierw poodpisywać innym.]
Harvey.
Nick spojrzał na niego, po czym wzruszył ramionami. Nie tylko on był jedyną zabawką, która próbowała uciec. Jednak takie zazwyczaj dostawały kulkę w łeb, a pokrzywdzony kupował sobie inną nową zabawkę. Rzadko zdarzało się, że klient szukał do upadłego. Zelo jako członek The Cross, wiedział o takich sprawach.
OdpowiedzUsuń- To zależy jak bardzo twój właściciel cię lubi. - Stwierdził, po czym nasypał zwykłej kawy, śmiejąc się z jego pytania. - Wiesz, jest sporo rodzai kaw. Pytałem czy pijesz zwykłą czy z mlekiem. - Wyjaśnił, ciągle się uśmiechając.
Może i Nick nie był jakimś super miłym kolesiem, raczej skomplikowaną maszyną, to też potrafił się śmiać. Jak każdy, przecież ku jego boleści wciąż pozostawał człowiekiem.
- Najlepiej by ci poszło gdybyś poleciał do Azji i tam schowa się na jakimś zadupskim zadupiu zadupia. - Oznajmił po chwili, a następnie ponownie obrócił się do chłopaka przodem. - Co chcesz do jedzenia?
[ A wąteczek pewnie. Jakieś konkretne pomysły?]
Nick
- Zwrotów nie przyjmują. - Oznajmił na jego słowa. - Chociaż, zawsze mogli by cię umieścić w tym ich burdelu. - Wzruszył po chwili ramionami. Tylko mu pogratulować taktu... Ale co zrobisz? Nigdy go nie posiadał w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńRozumiał go doskonale. Gdy on sam był zabawką, też chciał uciekać, ale po pierwsze, willa była monitorowana, a po drugie zawsze pilnowali go strażnicy. I to cholernie dobrzy w swoim fachu, wiec po prostu... jego knowania odnośnie ucieczki spaliły na panewce. Chociaż w pewnym sensie miał szacunek do Kosmy, że mu się chce. Zelo po trzech nieudanych próbach dałby sobie spokój. Może dlatego że obrał inną taktykę?
- Nie pamiętasz? - Zerknął na niego przez ramię, zalewając wodę. Po chwili postawił przed blondynem kubek, samemu siadając naprzeciwko. - Polski? Gdzie to? - Zapytał. Cóż, z geografii nigdy nie był dobry, a i też nie chciało mu się tego zmieniać. - Brzmi dziwnie. - Dodał.
Nick
[Hej, więc jestem. W takim razie kim będzie Ci wygodniej prowadzić rozmowę z moją Luną? Chyba że zaczniemy dwa wątki. :)]
OdpowiedzUsuńSelene
Zmarszczyła brwi, gdy tylko usłyszała, co właściciel Kosmy z nim robił. Nie brzmiało to przyjemnie i z pewnością takie nie było.
OdpowiedzUsuń— W takim razie bardzo dobrze, że go tutaj nie ma — stwierdziła nieco gniewnie. — A dla ciebie mam... wiesz, dawno nie jadłam typowego, śmieciowego żarcia. Postanowiłam więc kupić tego trochę. A wiem, że ty też je bardzo, bardzo lubisz. Więc... proszę!
Wyciągnęła z torebki dwa hamburgery, dwa cheeseburgery, paczkę frytek i shake'a. Miała tego jeszcze trochę, ale to na potem.
— Jedzmy! — powiedziała głośno. — Myślisz, że pozwolą ci ze mną wyjść?
Jelena
Blondyn przyglądał się mu z uwagą. Coś zaczynało mu świtać, tak jakby i on gdzieś to widział. Ściągnął ze sobą brwi, starając sobie przypomnieć gdzie coś takiego widział. Trochę mu to zajęło. Upił łyka swojej kawy, a wtedy dostał tak zwanego olśnienia.
OdpowiedzUsuń- Gene Simmons i Paul Stanley z KISS. - Oznajmił z lekkim uśmiechem. - To taki zespół rockowy lub metalowy, wiesz nie znam się na tym konkretnie. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Odkąd skończył tańczyć... wolał nie mieć nic wspólnego z muzyką, ot tak po prostu..
Nick
Nie słysząc żadnej odpowiedzi, podszedł bliżej i szturchnął mężczyznę w bok jakby sprawdzał, czy przypadkiem nie był trupem. Od każdego jego gestu bił niemalże niesmak, który miał na celu poniżyć jeszcze bardziej zabaweczkę bogatego pana, bo między innymi po to go tu przysłali. Nie wyszedłby zanim nie zobaczyłby poprawek w zachowaniu pupila biznesmena.
OdpowiedzUsuń- Nie odpowiadanie na cudze pytania to oznaka złego wychowania, wiesz o tym, kundlu? - odezwał się sucho, przechodząc na drugi bok chłopaka, gdzie szturchnął go stopą po raz drugi. Ciekawy był, ile wytrzyma takich dogryzek. - Mam o tym powiedzieć twojemu właścicielowi? A może opowiesz mi, jakie cudowne, łóżkowe kary z tobą stosuje? Pieprzy cię aż do bólu na stole kuchennym? - stanął ponownie centralnie przed Kosmą, patrząc na niego z góry i ukrywając jego twarz we własnym cieniu. Liczne, denerwujące pytania miały w celu wydobycie z tego chłopaczka jakiegoś dźwięku i jeśli ta metoda nie podziałałaby... Spokojna głowa, Thijs miał jeszcze coś innego w kieszeni. - Jak to jest być posuwanym przez wielkiego biznesmena? Wiesz, wiele twoich koleżanek i kolegów z burdelu bardzo ci zazdrości. Ty masz jednego, stałego klienta, wiesz jak mu obciągnąć, wiesz w jakiej pozycji wypiąć do niego dupę, nie musisz się niczego ciągle uczyć... A szkoda, że jednak cię tam z nimi nie posłałem, może wtedy byłbyś bardziej otwarty na rozmowy. No i mógłbym cię od czasu do czasu odwiedzać, oczywiście. Byłoby rozkosznie.
//Thijs Siergiejew
Claire nie miała pojecia po co ojciec chce zabrać ją na jedno ze swoich spotkań. Miała kiedys zostać prawnikiem jak on, przejąć jego kancelarie. Ona jednak nie była tego tak do końca pewna. Tłumaczył jej wszystko kontaktami, miała zobaczyć jak pracuje, ewentualnie pochwalić sie córką. Niezależnie od powodów, nie była zachwycona tym wyjściem. Nie odzywali sie do siebie przez całą drogę, a pozniej pewnie bedą mieli udawać cudowną, kochającą sie rodzinkę. Jak zwykle.
OdpowiedzUsuńKiedy znaleźli sie juz na miejscu dziewczyna ściągnęła brwi, słysząc odgłosy dobiegające z kuchni. Spojrzała na ojca rozmawiającego ze służba. Ten jednak posłał jej jedynie spojrzenie mówiące, ze to nie ich sprawa. Ale to wszystko nie brzmiało dobrze... I za nic nie potrafiła zrozumieć jak ojciec jest w stanie to całkowicie ignorować. Nic jednak nie powiedziała, tylko przywitała sie grzecznie. Mężczyźni chcieli zostać chwile sami, wiec pokiwala tylko szybko głową, mrucząc pod nosem, ze pojdzie do łazienki. Skierowała sie jednak prosto do kuchni. Drgnela lekko na widok poobijanego chłopaka. Uśmiechnęła sie do niego niepewnie i podeszła bliżej.
- Wszystko..w porządku? - zapytała cicho i zupełnie bezsensu. Z cała pewnością nie wyglądał jakby wszystko było dobrze. Podeszła do blatu i urwała kawałek papierowego ręcznika. Zamoczyła go i wróciła do nieznajomego. Niepewnym ruchem starła krew z jego pękniętej wargi.
- Moge..moge ci jakos pomoc..?
- Ależ my nie jesteśmy dla siebie obcymi, Kosmo ty mój - odezwał się z cwaniackim, poniżającym leżącego uśmieszkiem na twarzy. Uwielbiał takie sytuacje ponad wszystko: odwiedzanie ludzi, których już jakiś czas temu wysłał do któregoś z biznesmenów było tysiąc razy lepszą rozrywką, niż patrzenie na tych w burdelu. No chyba, że akurat widział się z kimś, kto bardzo mu się przypodobał tę parę miesięcy temu i był tam tylko po to, aby powtórzyć tą przygodę. W każdym razie, cudnie było być na górze łańcucha pokarmowego.
OdpowiedzUsuń- Pamiętam jeszcze dzień, w którym pojawiłeś się w moich progach, wiesz? A ty? Muszę przyznać, że wtedy wyglądałeś dość inaczej, ale skoro twojemu właścicielowi się tak podoba... O gustach się nie dyskutuje, nieprawdaż?
Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, cały ciężar ciała przesuwając na prawą nogę i w ten sposób patrząc na chłopaka z góry. Wyglądał tak mizernie w tym kącie, w piwnicy, z paroma skórkami chleba obok, Siergiejowi aż chciało się śmiać jednak uznał, że byłoby to nieco niegrzeczne z jego strony. Przecież ofiara właśnie przeżywała załamanie nerwowe, tak? Biedactwo. Mężczyzna beznamiętnie zaobserwował, jak drugi wstaje gwałtownie i ściąga z siebie koszulkę, aż wreszcie nie wytrzymał. Denerwujący uśmiech rozciągnął się na jego ustach do granic możliwości, aż wreszcie pękł w krótkiej, cynicznej salwie śmiechu. Bawiła go ta desperacja, te nieprzemyślane ruchy, ta odczuwana przez Kiliana potrzeba udowodnienia mu czegokolwiek... Jakby Tom już od samego początku nie wiedział, kto dokładnie miał tu rację.
- Nie dziwię się, że twój pan traktuje cię jak zwierzę - odezwał się kąśliwie. - Wszystko ci zwisa i powiewa dokładnie tak, jak świni która wie, że idzie na rzeź. Nie przeszkadzaj sobie, nie muszę się o niczym przekonywać. Dobrze wiem, na co skazuję młodych, niesfornych chłopaczków jak ty...
Jeszcze zanim zdążył skończyć mówić, chłopak upadł ponownie na ziemię, ewidentnie osłabiony. Patrzył jeszcze przed siebie jednak mężczyzna mógł z przekonaniem powiedzieć, że wszystkie siły dość prędko go opuszczały i mógł zemdleć lada moment. Typowe. Pierw dają powody do ukarania ich, a później jęczą i marudzą.
- Jestem pewny, że jeśli będziesz grzecznym chłopczykiem nic złego ci się nie stanie. Porozmawiam z właścicielem tej cudownej willi, z którym masz przyjemność współpracować, aby móc ci to zagwarantować - mówiąc tak, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia aby poinformować biznesmena o tym, co działo się z jego zabawką, nakazując aby przyniósł mu coś, co oddałoby mu całą energię.
//Thijs Siergiejew
Blondynka patrzyła na niego z kazda chwila coraz bardziej przestraszona. To w jaki sposob sie zachowywał..ten jego wzrok, gdy na nią patrzył... Nawet nie chciała myslec co doprowadziło go do tego stanu, chociaz było to az zbyt oczywiste.
OdpowiedzUsuńZrobiła kilka niepewnych kroków w jego strone. Nie chciała wystraszyć go jeszcze bardziej, ale tez nie potrafiła teraz tak po prostu wyjsć i udawać, ze nic sie nie stało, ani nic nie widziała.
- Hej..spokojnie... - powiedziała cicho i zrobiła kilka kolejnych kroków. Zatrzymała sie przed nim, ale nie odważyła sie go dotknąć. Juz i tak był przerażony. Musiała byc ostrożna, choć nie miała tak naprawde pojecia co powinna zrobić w tej sytuacji. Jednak z pewnością nie mogła zostawić go teraz samego.
- Pójdę powiedziec, ze wychodzę, dobrze? Zaraz zaczęliby mnie szukać, a to by niczego nie ułatwiło. Wezmę samochód i gdzieś pojedziemy - zaproponowała spokojnie. Wątpiła, ze zgodzi sie, zeby zawołała tu ojca. Zreszta po tym co słyszał i nie reagował..tym bardziej wątpiła, ze cos by zrobił. Ale nie chciała tez, zeby zaraz zaczął jej szukać. Szybko domyśliliby sie, ze wyszła z chłopakiem.
- Na pewno jest tu jakieś drugie wyjście, prawda? Wyjdź i poczekaj na mnie w samochodzie, stoi na podjeździe. Za kilka minut do ciebie przyjdę, dobrze?
- Jak to nie pam.. - zaczęła ale urwała szybko i pokręciła głowa. Jeszcze bedą mieli czas na to, zeby porozmawiac. Przynajmniej taką miała nadzieje. Teraz jednak musieli stad po prostu wyjsć.
OdpowiedzUsuń- Nie skończą szybko rozmawiać. Mnie szukać nie zaczna, wiec moze sie nawet nie zorientuje za szybko, ze cie nie ma. Cos wymyślimy - powiedziała siląc sie na spokoj i posłała mu pocieszający uśmiech. Zupełnie jakby to miało cokolwiek pomoc...
- Po prostu wyjdź tyłem i idź do samochodu. Jest otwarty. Ja zaraz przyjdę i cos wymyślimy. Góra kilka minut - zapewniła i przesunela delikatnie po jego ramieniu. Wyszła z kuchni i ruszyła do salonu, gdzie siedzieli mężczyźni. Przykleiła do twarzy wyuczony uśmiech i w miarę szybko załatwiła sprawę. Wzięła od ojca kluczyki do samochodu i ruszyła do wyjścia z nadzieja, ze chłopak czeka juz na miejscu.
Wyszła z domu i rozejrzała sie niepewnie dookoła. Wolałaby, zeby nikt nie widzial jak chłopak wsiadał do samochodu i jak odjeżdża razem z nią. To pogorszyłoby jedynie sprawę, a jeśli nie powiąza ich ze sobą moze tak łatwo go nie znajdą. Sama tez nie miała pojecia w co sie pakuje, ale przeciez nie mogła tak po prostu go zignorować i tam zostawić samego...
OdpowiedzUsuń- Juz jestem... - powiedziała cicho i spojrzała na niego wsiadając do samochodu. Przekręciła szybko kluczyk w stacyjce i wyjechała z posesji.
- Pytałeś o Waszyngton..co tam jest? Pamiętasz cokolwiek? Tam jest za daleko... Moze masz tutaj jakaś rodzine? Znajomych? - zapytała, zerkając na niego katem oka.
Pokiwala lekko głową, gdy odpowiedział na jej pytania. Mysl o Waszyngtonie mogła byc nic nieznacząca skoro nic nie pamiętał, ale z drugiej strony moze wlasnie stamtąd pochodził i stad te skojarzenia... Jednak zanim zacznie sie nad tym glebiej zastanawiać, musiała gdzieś go zabrać. Tylko niby gdzie?
OdpowiedzUsuńJuz miała cos odpowiedzieć, ale skoro chłopak ciągnął dalej to nie chciała mu przerywać. W koncu zaczął sie jakos przed nią otwierać, wiec nie bedzie mu przeszkadzać. Ale kiedy wspomniał o wypadku..i porwaniu... Poczuła jak jej ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. A jeśli Letty skończyła tak samo... Jeśli jest teraz na drugim koncu kraju, oddana jakiemuś... Blondynka zacisnęła powieki i pokręciła głowa, jakby to miało jej pomoc w wyrzuceniu z głowy natrętnych mysli.
- Jeśli pisali o tym w gazetach i wiesz jak sie nazywasz to juz cos. Postaram sie dowiedzieć o tym wiecej, moze znajdę twoja rodzine, czy kogoś bliskiego. Przynajmniej jest od czego zacząć - odparła i posłała mu słaby uśmiech. - Jestem Claire. Claire Mortain. Kosma..słyszałam co sie tam działo i widziałam..widzę cie. Jak mogłabym ci nie pomoc..? Nie wiem co mi z tego wyjdzie i ile moge zrobić, ale.. Nie spojrzałbym na siebie lustrze gdybym cie tam zostawiła i udawała, ze nic sie nie stało.
- Nic sie nie stało. Wszystko w porządku - odparła szybko i posłała mu słaby uśmiech. - Jeszcze nie masz mi za co dziękować. Nic takiego nie zrobiłam. Bedziesz mogl to zrobić jeśli rzeczywiście cos uda sie zrobić.
OdpowiedzUsuń- Czyli on..jest powiązany z mafią? - zapytała niepewnie i przygryzla wargę. Nawet nie chciała myslec, ze jej ojciec moze o tym wszystkim wiedzieć i nic nie robic... Nie po tym co sie stało z Letty... Ale z drugiej strony..Martin nie musiał mu sie chwalić swoimi powiązaniami.
- Wiec co? Powinnam cie teraz zostawić? Zapomnij - powiedziała stanowczo i wzruszyła ramionami. W pewnym sensie czuła sie za niego odpowiedzialna. Nie potrafiła pomoc siostrze... A on znalazł sie w takiej samej sytuacji. Moze chociaz pomagając jemu zagłuszy troche poczucie winy. - Nie przejmuj sie. Najpierw zajmiemy sie tobą, a ja sobie jakos poradzę. Po prostu bedzie sie trzeba troche postarać, zeby akurat o mnie sie nie dowiedzieli... Zatrzymam sie przy jakimś hotelu, dobrze? Do domu predzej czy pozniej wroci moj ojciec. Wynajmę pokój i pomyślimy do dalej.
- Po prostu jestem troche zdenerowana, to wszystko - odparla, kiedy zarzucil jej, ze klamie. No coz, mial racje ale jakos nie chciala mu sie teraz spowiadac ze swoich problemow. Musieli sie zajac jakos nim, a nie nia.
OdpowiedzUsuń- Za nic nie obrywasz... Nie wiem z jakiej racji uznali, ze moga bawic sie w Bogow i robic z ludzmi co sie im tylko pododoba... - mruknela, zaciskajac nieco mocniej palce na kierownicy. - Nawet hotele sa przekupione w tym cholernym miescie..? To wszystko sie nie miesci w glowie... No dobrze, znam takie jedno miejsce. Byla tam kiedys jakas fabryka, czy cos... Na obrzezach. Pojedziemy tam, a pozniej moze wymyslimy cos lepszego - zaproponowala i zerknela na niego. - Bardzo..jestes poobijany? Wstapie po drodze do apteki i jakiegos sklepu. Tylko na chwile.
- Pytanie tylko czy tym "większym kozakiem" w tym przypadku nie okażą sie kolejni bandyci... A to tez nam nie wyszłoby w rezultacie na dobre... - mruknela i westchnela cicho. - Ale cos w koncu musi sie stać. Oni nie mogą byc az tak bezkarni, zeby robic takie rzeczy z ludźmi... - dodała, kręcąc lekko głowa. Tylko co mogli zrobić? Całe miasto było skorumpowane i na ich zawołanie...
OdpowiedzUsuń- Co poka.. - zaczęła i urwała, gdy zaczął ściągać koszulke. Otworzyła szerzej oczy na widok jego ciała. Wpatrywała sie z niedowierzaniem we wszystkie rany i blizny. Dopiero po chwili odwróciła wzrok, patrzac znow na drogę przed sobą.
- Spróbuje ci to jakos opatrzec... Przynajmniej te świeże rany... - powiedziała cicho. Nawet nie wiedziała co powiedziec na ten widok. Nie wierzyła, ze ktoś moze byc az tak okrutny... - Oczywiscie jeśli pozwolisz... - dodała nieco niepewnie, pamiętając jak sie odsuwał gdy tylko go dotknęła.
- Moze kiedy juz bedziesz miał spokoj i dojdziesz do siebie..zaczniesz odzyskiwać pamięć - powiedziała cicho i westchnela. - Albo przynamniej bedziesz miał juz nowe wspomnienia. Tym razem takie, ktore bedziesz chciał pamietać - dodała i uśmiechnęła sie pocieszająco. Nie wiedziała ile bedzie mogła zrobić, ale on przeciez zasługiwał na normalne życie... Jak kazdy...
OdpowiedzUsuń- Nie wierze, ze ludzie zaczna sie buntować... A juz na pewno nie tak, zeby cos z tym zrobić... Rewolucja w Miami? Nawet policja nie jest z ludźmi, Kosma. Prokuratorzy, sady..pewnie to samo... A ci, ktory zaczna sie buntować..pewnie bardzo szybko zamilkną. Na zawsze... - mruknela ze zrezygnowaniem w głosie. Byle jak najszybciej i najdalej uciec z tego miasta i to wszystko...
- Wiem, ze nie lubisz..nie dziwie ci sie. Ale nie zrobie ci krzywdy, obiecuje. Przemyje ci tylko te świeże rany i założę opatrunki. Jeśli bedziesz chciał, żebym przestała to po prostu powiesz. Nic na sile - zapewniła, posyłając mu lekki uśmiech i zatrzymała sie przy aptece.
[To będzie banalne. Może spotkamy się w studiu tatuaży i zorientujmy się że należymy do przeciwnych gangów]
OdpowiedzUsuńCHOLE
- Moze uda nam sie znaleźć ludzi z twojej przeszłości. Rodzine, znajomych. Pomogliby ci przypomnieć sobie to jaki byłeś i co robiłeś. Wiem, ze bedzie ci cieżko z tym wszystkim co przeżyłeś... Nawet nie chce sobie wyobrażać co musisz czuć... Ale jestem pewna, ze z czasem bedzie lepiej. Kiedys przestaniesz bać sie tak ludzi, zobaczysz... Tylko potrzeba do tego czasu i kogoś bliskiego - powiedziała i posłała mu ciepły uśmiech. - Nie wszyscy sa tacy jak oni. Cos wymyślimy i juz nikt wiecej cie nie skrzywdzi... A ta rewolucja..ilu ludzi by zginęło? Sa niepewni i nie podoba im sie to co sie dzieje, owszem. Ale ludzie zwykle nie patrzą dalej niż na czubek własnego nosa, Kosma. Poki cos nie dotknie ich bezpośrednio, nawet nie kiwną palcem, zeby narażać sie dla "dobra ogółu". I jak by to wyglądało? Regularna wojna na ulicach miasta miedzy zwykłymi obywatelami, a mafią? To wszystko jest nierealne... - mruknela i westchnela cicho. - Nie martw sie, nie dotknę cie nigdzie, gdzie by ci to nie odpowiadało, obiecuje. Zaraz bede z powrotem - dodała i wysiadła z samochodu. Szybko poszła do apteki i kupiła troche najpotrzebniejszych rzeczy. Pozniej wstąpiła tylko do sklepu obok po jedzenie. Na pewno musiał byc głodny. Po kilkunastu minutach była juz z powrotem i wrzuciła dwie siatki na tylne siedzenie.
OdpowiedzUsuń- Harvey - rzuciła roztargniona. - Harvey Demone.
OdpowiedzUsuńZignorowała drugie pytanie mężczyzny i nieprzytomnym wzrokiem zaczęła lustrować jego sylwetkę. The Cross. Wiedziała, co się wydarzyło gdy tylko usłyszała nazwę wrogiego gangu. Kosma musiał przeżyć wypadek. Śledztwo co prawda wykazało, że samochód spłonął. Teraz jednak Włoszka była pewna, że przyczyną nie był wybuch spowodowany zapaleniem się benzyny. Na miejscu zdarzenia przypadkowo - a może i nie? - pojawili się członkowie The Cross. A chłopak wylądował w niewoli. Wspomnienia musiał stracić jeszcze przed przybyciem gangu. Musiał być przerażony. Możliwe, że jakiś czas spędził w Lotosie lub innym burdelu, ale z jego opowieści wynikało, że ostatecznie został sprzedany jako prywatna zabawka. Nawet nie próbowała myśleć o tym, co musiał przeżywać Kosma. Doskonale wiedziała, jak wygląda życie ofiary porwania w The Cross. Blondyn wymienił nazwisko, jeśli dobrze usłyszała, Martina Lorenza. Kobieta miała kiedyś możliwość poznania tego biznesmena. Szczerze mówiąc, mimo tego, że zachowywał się on jak dupek to nie podejrzewałaby go o posiadanie maskotki. Jak widać, wraz z nadmiarem pieniędzy ludziom przychodzą do głowy różne pomysły.
Harvey.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń- Mowilam ci juz... To raczej juz nie sa te czasy, kiedy ludzie byli gotowi poswiecac wlasne zycie, dla zycia innych... - mruknela, cicho wzdychajac i odpalajac silnik. Byla jednak pewna, ze gdyby to dalo chociaz mala szanse na odnalezienie mlodszej siostry, bez wahania oddalaby wlasne zycie. W koncu gdyby nie ona to Letty moze nic by sie nigdy nie stalo.
OdpowiedzUsuń- Do tych opuszczonych budynkow, o ktorych ci mowilam. To juz nie daleko, za chwile powinnismy byc na miejscu - odpowiedziala na jego pytanie i usmiechnela sie lekko. - A co do twojej rodziny i znajomych... Wiem, ze ich nie pamietasz. Ale skoro pisali o tobie w gazecie, wiemy jak sie nazywasz i chyba skad pochodzisz to juz cos, prawda? Ktos musi pamietac to co sie stalo, ktos musial szukac twojego ciala. Wszystkiego mozna sie jakos dowiedziec. Pogrzebie w internecie, moze cos wiecej znajde na twoj temat, mozna zadzwonic do tej gazety. Cos wymyslimy, zobaczysz - obiecala i usmiechnela sie pocieszajaco.
Był piękny dzień w słonecznym Miami. Założyłam krótkie spodenki. i koronkową bluzkę. Westchnęłam i szybkim krokiem zmierzałam w stronę studia tatuaży. Dziś byłam umówiona na ostatnią sesję, która miała skończyć rękawek. Warunki pogodowe sprzyjały, więc siadłam na swój rower i pomknęłam do celu. Gdy byłam na miejscu przypięłam rower do stojaka. Weszłam do studia. Uderzył do mnie zapach tuszu i dźwięk igieł wbijających się w ciało. Po plecach przeszedł mi dreszcz ekscytacji.- Dzień dobry! Byłam umówiona na ostatnią sesję z Harrym. Moje nazwisko to Driton.
OdpowiedzUsuń-Musi pani chwileczkę poczekać kolega jeszcze jest w trakcie tatuowani. Niech pani usiądzie na kanapie obok tamtego pana.-uśmiechnęła się szeroko i wskazała mi miejsce obok młodzieńca. Z natury byłam gadatliwa więc zaczęłam nawiązywać kontakt.-Pierwszy tatuaż?-spojrzałam na chłopaka pytająco wyglądał na trochę przestraszonego- Nie ma co się bać to boli tylko...tylko...w cholerę.-spojrzałam na niego ironicznie. Związałam włosy w wysoki kucyk. Odsłaniając tatuaż z którego byłam bardzo dumna znak mojej Mafii. Dwa niewielkie trójkąty stykające się rogami Machnęłam włosami i znów spojrzałam na chłopaka.
Chole
[ Teraz dopiero zauważyłam, ze sie nie wysłało -.- ]
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieje, ze je wspomnę. Cieżko mi w to wierzyć, ale mam nadzieje, ze rzeczywiście kiedys to wszystko sie skonczy... Mam jednak wrażenie, ze szybciej sie stad wyprowadzę w jakieś normalne miejsce... O ile rodzice tez sie w koncu na to zdecydują..nie chciałabym ich tutaj zostawiać i codziennie sie zastanawiać co z nimi... - mruknela, cicho przy tym wzdychając. Po chwili zatrzymała sie przed wspomnianą opuszczoną fabryką. Nie lubiła takich ale teraz raczej nie mieli wielkiego wyboru.
- W tym mniejszym budynku były biura. Moze bedzie chociaz gdzie usiąść... - powiedziała gasząc silnik i uśmiechnęła do niego lekko. - Nie bój sie ich reakcji, Kosma. Jeśli nagle sie okaze, ze żyjesz, to bedzie szok dla tych, którzy myśleli, ze nie żyjesz, ale z pewnością bedą szczęśliwi. Nie miałeś mozliwosci ich zawiadomić... Wszystko zrozumieją i ci pomogą, zobaczysz - dodała uśmiechając sie nieco szerzej. Wysiadła z samochodu i wyciagnela siatki i swoją torebkę. - Chodz. Opatrzymy cię i cos zjemy.
Uśmiechnęłam się na odpowiedź chłopaka. Wyglądał młodo, ale po oczach widać było że coś go trapi. Zastanawiała mnie ta kwestia do tego doszedł fakt że go w ogóle nie kojarzę a na tej dzielnicy znam wiele osób. Coś mi nie pasowało. Może nie dawno się wprowadził.- Nie wyglądasz na maniaka tatuażu. Ja swój...Przepraszam.- Wyciągnęłam telefon z torebki dzwoniła Nikole. - Hej Nicki! Coś się stało- Zapytałam, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Wzięła Tomiego na spacer, a jakiś pajac z Crossa przystawiał się do niej i próbował ją zgwałcić. Spanikowała więc, wzięła nóż i go dźgnęła. Chłopak zaczął intensywnie krwawić z jamy brzusznej. Zadzwoniła do Marka i zawieźli go do mojego domu.- Ten baran pobrudzi mi dywan. Zanieście go do piwnicy będę za jakieś 15 minut. Podaj mu fiolkę morfiny i spróbuj zatamować krwawienie.- Spanikowana wybiegłam z studia zostawiając wszystkie rzeczy na stoliku.- Cholerny Cross tylko same problemy.-Mruknęłam sama do siebie. Wsiadłam na rower i pomknęłam w stronę domu.
OdpowiedzUsuńChole
[Widzę tutaj jakąś miłość do niemieckich piłkarzy, biorąc pod uwagę obie postacie :D]
OdpowiedzUsuń//Jovie.
- Ale nie w kazdym mieście dzieją sie takie rzeczy jak tutaj, Kosma. A ja mam dosyc zycia w miejscu gdzie strach wyjsć na ulice nie zależnie od pory dnia... Tak..czasami lepiej żyć w nieświadomości, ale tu jest to juz niemal niemożliwe... Chyba, ze dla turystów, którzy przyjeżdzają na plaże. Ciekawe ilu z nich nigdy nie wyjechało z powrotem... - mruknela i pokręciła głową. Ruszyła powoli w strone, wskazanego przez nią budynku.
OdpowiedzUsuń- Jak załatwimy sprawę z twoimi ranami i jedzeniem, bedziesz mogl sie spokojnie przespać. Moze bedzie gdzie. Poki nie wymyślimy czegoś innego, skocze do domu i przywiozę jakieś koce czy cos... Wzięłabym cie do siebie, ale ojciec..nawet jeśli prawie go nie ma to by cie w koncu zauważył, a skoro zna tego sukinsyna... - pokręciła głową ze zrezygnowaniem i weszła do budynku. W środku stały jakieś stare, połamane biurka, szafy, kilka krzeseł i wysłużona kanapa, ale to juz cos.
[Całkiem dobrze wygląda przecież :D A szkoda Ci może, że Klopp teraz odchodzi, hm?]
OdpowiedzUsuń//Jovie.
[No tak, racja, nic nie jest wieczne.
OdpowiedzUsuńNo dobra, to teraz chyba czas na wątek. Którym wolisz? :)]
//Jovie.
Harvey nabierała oddech po każdym pytaniu mężczyzny, przygotowując się do odpowiedzi, ale on nie dał jej dość do słowa. Jego monolog ciągnął się w nieskończoność. Kilian zadawał najprostsze pytania, Włoszka odniosła wrażenie, że sam nie wie kim jest. Chyba na prawdę musiał stracić pamięć.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie, Kosma - odezwała się, gdy na chwilę przerwał swoje przesłuchanie. - Odpowiem na wszystkie pytania. Jeszcze chwilka, okej? Wejdźmy tylko do środka.
Rozejrzała się niespokojnie. Byli na otwartej przestrzeni. Ich głośna rozmowa zwracała uwagę przechodniów. Nie potrzebowali afery. Dodatkowo, chłopaka mógł pilnować członek The Cross. Jeżeli ktoś rozpoznałby w niej dilerkę, sprowadziłaby kłopoty nie tylko na siebie, ale i na Kosmę. Nie chciała, żeby coś mu się stało, szczególnie teraz. Właśnie go odzyskała i nie straci go ponownie tak łatwo. Zamaskowała zmartwienie, przywołując na usta delikatny uśmiech.
- Nie jest ze mną jeszcze tak źle, żeby nie mogła zapłacić za kawałek pizzy - stwierdziła, ruszając w kierunku drzwi lokalu. - Chodźmy.
Harvey.
-Cholera jasna! - powiedziałam sama do siebie. Za wróciłam bo na stole zostawiłam wszystkie dokumenty, klucze i pieniądze. Jechałam najszybciej ja się dało wpadłam do studia i gwałtownie otworzyłam drzwi.-GGdzie są moje rzeczy. Jeśli w ciągu pięciu minut nie znajdą się na stoliku będę inaczej negocjowa.-Rozglądam się po lokalu. Znalazłam wszytko kulturalnie podziękowała i wyszłam. Może i jestem furiatką, ale staram się być ja najbardziej opanowana. Zlustrowlam chłopaka wzrokiem. Telefon znów zabrzmiał tym razem dzwonił- Halo.I obrzeżach należało się śmieci owi... To nie będę się spieszyć zostane na sesje... Mało zawału nie dostałam i tak mamy juz nie mało kłopotów. To . -po dziurki w nosie mam to wszystko mam dosyć tego stresu. Usiadłam na poprzednim miejscu.-Popatrzylam na chłopaka i W. -Wielkie sorry, w ramach przeprosin mogę zaproponować kawę lub coś mocniejszego.- Usmiechnelam się w ich stronę.
OdpowiedzUsuń[SSorryże odpis dopiero teraz miałam zabiegany tydzień. W tekście mogą pojawić się jakieś dziwne formy bo odpisuje z tablet. ]
Chole
[Z chęcią bym się skusiła, ale tym razem chyba nie dam radu aż dwóch, bo jestem tak zakopana w odpisach... A sesja idzie i na nic kompletnie nie mam czasu :C I oczywiście, zamiast się na tym skupić, to sobie hasam po blogach, marudząc, ile to mam jeszcze roboty :D
OdpowiedzUsuńMoże z Mattim coś wymyślmy, bo też jest z Bertone, to chyba łatwiej będzie.]
//Jovie.
Ruszyła w stronę pizzerii, po drodze przelotnie rzucając okiem na miejsce, które wskazał chłopak. Zwykły lokalizator, standardowa technologia. Potrafiłaby go wyjąć, w końcu chirurdzy z Bertone nauczyli ją kilku prostych sztuczek. Martwiła się jednak o Kosmę. Zabieg byłby bolesny, a do tego później musiałby się wytłumaczyć przed Lorenzem. Na chwilę odpędziła problemy i uśmiechając się, otworzyła drzwi lokalu. Od razu dotarł do nich przyjemny zapach wypiekanej pizzy. Mijając bar chwyciła menu, a zaraz potem usiadła przy jednym z wolnych stolików.
OdpowiedzUsuńHarvey.
- No tak. Tu akurat masz święta racje... Niestety. Tak jak ci mówiłam, ludzie patrzą na siebie i poki bezpośrednio ich to nie dotknie, bedą udawać, ze nic sie nie dzieje... A ci, których dotknęło, sami tez wiele nie mogą zrobic... - mruknela i westchnela cicho. No bo co ona mogła zrobic? Ich w pojedynkę na wojnę z mafia bo zabrali jej siostrę? Nie miała wielu mozliwosci, zeby sprawić, ze zapłacą za to co zrobili jej rodzinie. Nawet jeśli chciałaby cos. Tylko szkoda, ze jedyne co mogło to spowodować to, ze albo by ją od razu zabili albo skończyłaby jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńUsiadła na starej kanapie, odkładając obok niej siatki z zakupami i poklepała miejsce obok siebie.
- Zdejmiesz koszulke? - zapytała niepewnie i spojrzała na chłopaka. - Albo po prostu podciągnij ją do gory, jeśli tak bedziesz czuć sie lepiej. Zobacze najpierw plecy, dobrze?
Blondynka drgnela lekko na widok jego ciała. Wiedziala, ze jest zle, ale nie sądziła, ze az tak. Albo raczej miała na to nadzieje. Nie chciała i nie potrafiła sobie wyobrażać co on musiał przeżyć. Jednak teraz tym bardziej nie mogłaby pozwolić, zeby to sie powtórzyło.
OdpowiedzUsuń- Bede uwazac, obiecuje - zapewniła kiedy usiadł obok i odetchnęła nieco glebiej. - Gdyby cos było nie tak, cos by ci nie odpowiadało to po prostu mi powiedz, dobrze? Nie chce, zebys sie zle przy tym czuł... - dodała ciszej i sięgnęła po siatkę z apteki. Wyciagnela gazy i płyn do odkażania ran. Zamoczyła gaze i delikatnie zaczęła przemywać jego zraniną skore. Cieszyła sie, ze przynajmniej był w stanie na tyle jej zauważać, zeby mogła mu z tym pomoc.
-Faktycznie masz dużo blizn. Mogę ci je trochę zniwelować. W domu mam dużo maści, mogę ci pomóc, jak nie chcesz kawy...-z natury byłam wścibska, ale życie nauczyło mnie, że nie należy być obojętną na ludzki los. No chyba, że jest się z Crossa.To inna sprawa. Chłopak pewnie wziął mnie za wariatkę, z tendencją do darcia się na każdego.
OdpowiedzUsuń-Łatwo nie popuszczę więc radzę się zgodzić na jakąś propozycję-uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na mężczyzn.- Chciałam również przeprosić za ten wybuch. Bez mojej torby jestem jak bez ręki.-Było mi głupio, że ich tak potraktowałam, alee jestem kobietą i czasami po prostu wpadam w nieuzasadniony szał. -Szczerze mówiąc. To nie rozumiem kobiet i ich zachowani mimo, że sama nią jestem-pomyślałam i patrzyłam na postacie przede mną.
Chole
- Bede uwazac... - zapewniła posyłając mu lekki uśmiech. - Moja mama była psychologiem... Moze mogłaby pomoc ci z tym strachem i posadzeniem sobie ze wszystkim co sie stało... Tylko teraz to chyba nie jest mozliwe... - mruknela cicho i westchnela. Sama potrzebowała pomocy i nie radziła sobie z tym co sie stało, wiec jak mogłaby pomoc komuś innemu... Zwłaszcza gdyby usłyszała co moze stac sie z porwanymi przez mafie ludźmi...
OdpowiedzUsuń- To wcale nie jest idiotyczne - powiedziała, patrzac na figurkę. - To jakas czesc ciebie. Ta figurka, czy spodnie ktore pamiętasz... Moze rzeczywiście lubiłeś szachy i dlatego ją masz. Mogłabym je przynieść z domu. Spróbowałbyś zagrać. Moze tego nie zapomina sie jak jazdy na rowerze. Moze cos bys sobie przypomniał? To tez głupie..ale spróbować przeciez nie zaszkodzi. Mógłbyś mnie nauczyć grać. Jak byłam młodsza i moj dziadek jeszcze żył to próbował mnie uczyć za kazdym razem gdy przyjeżdżałam do Francji. Nie za bardzo mu to wychodziło. To znaczy on nauczycielem był dobrym, ale to ja chyba jakas oporna jestem w tej kwestii - opowiedziała, uśmiechając sie na to wspomnienie. Nie zaszkodzi zajac go czymś innym niż myśleniem o tym co przeżył.
- Po prostu... Juz nie pracuje... To wszystko... - mruknela pod nosem i wzruszyła lekko ramionami. No bo co miała mu powiedziec? Ze teraz jej głównym zajęciem jest opróżnianie kolejnych butelek? Raczej nie było sie czym chwalić.
OdpowiedzUsuń- Pewnie, ze moge. Wezme tez jakies koce, czy cos. Przynajmniej dopóki nie wymyślimy nic lepszego. Mozesz jechać razem ze mna, zebys nie siedział sam - odpowiedziała i posłała mu lekki uśmiech. - Tak, dostaje sie - pokiwala lekko głowa. O ile ktos obchodził święta. W jej domu raczej nikt nie mam na to ochoty przez ostatnie lata. - I dostaniesz jeszcze nie jeden jak juz wszystko sie ułoży, zobaczysz - puściła mu oczko i założyła ostatni opatrunek na jego plecach. Przesiadła sie na druga strone kanapy, zeby byc przodem do niego i obejrzała rany na jego torsie. Wzięła nowa gaze, zwilżyla ja płynem i delikatnie przemyla kolejną ranę.
- Niedługo wszystko sie zagoi - powiedziała spokojnie i spojrzała mu w oczy.
- Nie chce, zebys zostawal tutaj sam, Kosma - powiedziala, krecac przy tym lekko glowa. - Nikt nas przeciez nie zauwazy. Usiadziesz z tylu, szyby sa przyciemniane. Na nic mnie nie narazasz. Chce ci pomoc i wiem co robie… To znaczy w pewnych kwestiach wiem… Nie martw sie o mnie, teraz to o tobie mamy myslec - puscila mu oczko i usmiechnela sie do niego. Wziela od niego zdjecie, odkladajac na moment gaze i przyjrzala mu sie uwaznie.
OdpowiedzUsuń- W rudym kolorze tez dobrze wygladales - stwierdzila z nieco szerszym usmiechem. - Wezme tez komputer. Cos mimo wszystko o sobie wiesz, wiec mozemy zaczac szukac wiecej informacji. Ale to juz raczej jutro, poki co musisz odpoczac - dodala, wracajac do opatrywania jego ran. Zalozyla ostatni opatrunek na jego torsie i ramionach. - Nie wiem co jeszcze i gdzie moge zrobic.
- Nie zawsze dostajemy to na co zasługujemy. Ty tez sobie niczym na to nie zasłużyłeś, a sam widzisz jak jest... - mruknela i westchnela cicho. - Ale jak wolisz, na sile cie przeciez do samochodu nie zaciągnę. Masz jakis telefon czy cokolwiek gdzie mogli ci podrzucić jakis nadajnik? Oddaj mi wszystko i wyrzucę po drodze, mogłam wczesniej pomyslec ale lepiej pozno niz wcale... - westchnela cicho i przyjrzała mu sie uwaznie. - Reszte ran mozesz przemyć i opatrzec sobie sam kiedy mnie nie bedzie, nie chce nigdzie wiecej cie dorykac, zebys nie czuł sie zle - posłała mu lekki uśmiech. - Nie bedzie mnie najwyzej czterdzieści minut. Tylko nigdzie nie wychodź i uważaj na siebie, dobrze?
OdpowiedzUsuńPokręciła bezradnie głową. Owszem odwiedziła dom chłopaka kilka razy po wypadku, aby wyjaśnić wszystko jego rodzicom. Ale to było dawno temu, nie pamiętała adresu. A Waszyngton nie jest małym miastem. Nie mieli dużych szans na odszukanie konkretnego domu, szczególnie, że nie wiedziała nawet czy rodzice Kosmy jeszcze żyją. Jak miała mu o tym powiedzieć? Blondyn jej ufał, a ona nie powiedziała mu nawet, że należy do mafii. Nie było to co prawda The Cross, ale co z tego? Po tym, co przeżył raczej nie zrobi mu to wielkiej różnicy... Uśmiechnęła się smutno.
OdpowiedzUsuń- Nie znam adresu. Przykro mi.
Po chwili spojrzała mu w oczy. Przecież nie mogła tak po prostu odebrać mu całej nadziei.
- Nie martw się. Poradzimy sobie inaczej. Możesz na mnie liczyć - mrugnęła do chłopaka. - Jak zawsze.
Harvey.
- Wroce jak najszybciej - powiedziała jeszcze zanim wyszła i posłała mu nieco pocieszający uśmiech. Szybko poszła do samochodu i odjechała w strone domu. Naprawde zależało jej, zeby szybko byc z powrotem. Nie wierzyła, ze przez niecała godzine cos moze sie stac, ale jednak... Chyba juz za duzo wydarzyło sie w jej zyciu, zeby mogła nie miec zadnych watpliwosci.
OdpowiedzUsuńDojechała do domu w kilkanaście minut. Weszła do środka rozglądając sie, zeby sprawdzic czy jej ojciec juz wrocil, ale nic na to nie wskazywało. Jedynie jej mama leżała na kanapie w salonie w otoczeniu kilku pustych butelek. Blondynka westchnela, przykrywając ja kocem i ruszyła do siebie. Claire szybko przebrała elegancka sukienkę, zastępując ja czyms wygodniejszym. Spakowała do dużej torby dwa koce, poduszkę, jakies lekarstwa. Znalazła tez obiecane szachy. Wrzuciła wszystko do swojego samochodu i wrocila jeszcze na moment do domu po jedzenie.
Kiedy juz zebrała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a przynajmniej wydawało sie jej, ze to juz wszystko, wsiadła do samochodu i ruszyła z powrotem do chłopaka. Starała sie zrobic wszystko szybko, wciaz sie denerwowała, ze cos mogło sie w tym czasie stac. Uspokoiła sie dopiero, gdy zobaczyła, ze chłopak spokojnie zasnął na kanapie. Uśmiechnęła sie pod nosem i po cichu odstawiła rzeczy pod ściana, a na stoliku postawiła termos z gorąca herbata. Noc była chłodna, a jemu z pewnoscia przyda sie cos na rozgrzanie, gdy juz sie obudzi. Na koniec wyciągnęła jeszcze koc i przykryła delikatnie chlopaka, zeby go przypadkiem nie obudzić. Sama usiadła pod ściana, zeby nie przeszkadzać mu swoim chodzeniem w kółko.
OdpowiedzUsuńBlondynka po jakims czasie sama zaczynała przysypiac, siedząc pod ściana. Zerwała sie dopiero, gdy usłyszała jego wrzask. Sama tez sie przestraszyła. Zaczela rozglądać sie dookoła, zeby upewnić sie, ze nikt ich tutaj nie znalazł. Dopiero po chwili odetchnęła glebiej i podeszła szybko do chłopaka.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie... - szepnęła, siadając obok niego. Wiedziała, ze nie najlepiej reaguje na dotyk, ale w tej chwili jakos o tym nie myslala. - To był tylko sen, nic wiecej... Jestes tutaj bezpieczny... - mowila cicho, obejmując go delikatnie ramieniem i starając sie go chociaz teoche uspokoic. - Nikogo tutaj nie ma i nie bedzie, wszystko jest w porządku...
- Wiem... Przepraszam... - powiedziała cicho i cofnęła rękę, zeby wiecej go nie dotykać, chociaz nie przychodziło jej to łatwo, gdy widziała go w takim stanie. Nie miała pojecia jak moze mu pomoc. - Sprobuj sie uspokoic... Nic ci tutaj nie grozi, jestes bezpieczny, Kosma... - dodała kolejny raz o cicho westchnela. Wstała z kanapy i podeszła do torby, ktora przywiozła z domu. Moze to nie był najlepszy momentu, ale moze tez jakos uda sie jej chociaz troche odwrocić tym uwage chłopaka.
OdpowiedzUsuń- Obiecałam, ze ci je przywiozę... - przypomniała i wrocila na kanapę. Wyciagnela w jego strone torebkę z szachami w srodku i posłała mu słaby uśmiech.
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń