poniedziałek, 25 maja 2015

dying light

KYLE CRANE (RAIS BRECKEN)
DATA URODZENIA:       01.01.1982
GANG:                 THE CROSS
FUNKCJA OFICJALNA:    TRENER
FUNKCJA PRAWDZIWA:    SZPIEG NA ZLECENIE MIEJSCOWYCH ODDZIAŁÓW SPECJALNYCH

Jestem Kyle Crane. Jestem członkiem mafii The Cross, mam ciuchy przesiąknięte ich krwią. Trzeba okładać ich pięściami tak długo, aż zrozumieją, że granica bólu jest umowna. Plucie krwią to początek, a ich ból jest niczym w porównaniu do mojego bólu - dzień w dzień muszę wpatrywać się w twarze zwyrodnialców, gwałcicieli, przemytników i szmat, które nie znają swojej wartości, albo znają ja zbyt dobrze. Kiedyś uczestniczyłem w nielegalnych bijatykach w ciemnych dzielnicach Miami; wyszedłem na prostą, nie piję, nie mam już AIDS. Jestem bez grosza przy duszy, więc nocuję w jednym z domów publicznych The Cross, gdzie nocami zamiast spać muszę słuchać, jak szczytuje 60-cio letni facet. Czasem zastawiam się co ona czuje, gdy w niej dochodzi. Obojętność? Obrzydzenie?

Jestem Rais Brecken. Oddany swojej pracy od osiemnastego roku życia. Krew, martwe ciała i ciężkie bronie, zamiast alkoholu, łatwych panienek i koksu. Nie wiem, czy kiedykolwiek znów dostanę szansę na dokonanie takiego wyboru.
Członek United States Armed Forces, tak oddany swojej pracy, że gdyby nie umięśnione ramiona, do dziś byłbym prawiczkiem. Na wojnie śmierć czaiła się na każdym rogu, ale zawsze umiejętnie uciekałem z jej łap. W końcu jednak i mnie opuściło szczęście; dostałem kulkę prawie prosto w serce, leżałem tam, na tych kamieniach całą wieczność, choć było to góra dziesięć minut. Gdy w szpitalu polowym kulkę wyciągała mi osiemnastoletnia sanitariuszka zacząłem prosić Boga o śmierć, choć byłem zadeklarowanym ateistą. Chuj ignorował mnie całe życie i teraz zrobił to samo.  Lekarze mówili, że to cud, gdy wybudziłem się ze śpiączki pół roku później. Nikt nie czekał. Ponoć rozważali eutanazję, ale przełożony nie wyraził zgody.
Dziś jestem zdesperowanym, wkurwionym facetem, który obudził się mając trzydzieści trzy lata i świadomość, że bliżej mu do śmierci niż do młodości. Zostałem przydzielony do oddziałów specjalnych Miami, mam za zadanie rozszyfrowanie działalności lokalnego gangu The Cross. A gdy już mi się to uda i wsadzę ich wszystkich za kratki, wezmę sobie od nich jedną prostytutkę i będę ją rżnął tak długo, aż poczuję, że nadrobiłem te długie lata celibatu. Żartuję.
Wezmę dwie.

•KARTOTEKA  
•SŁABOŚCI


25 komentarzy:

  1. [To zdjęcie sprawia, że zawsze mi się zaciesz na mordce pojawia... <3
    Porywam go do wątku! Masz ochotę na jakieś powiązanie czy coś? ;3]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pierwszy prawdziwy szpieg na blogu. Do tego w The Cross. (Ha, dobrze im tak. Bertone foreva!)
    Bardzo ciekawy pan. Podoba mi się.
    Mogę się założyć, że jeszcze napsuje krwi obu mafiom.]

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć. Zapraszam do Kosmy i Mattiego ;)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Oooo dobre. Obie mafie pałają do siebie nienawiścią, więc Nadia będzie raczej wdzięczna, że nie pozwolił jej poćwiartować :3 Chociaż do głowy przyszło mi jeszcze, że jakby uznać, że on już jakiś czas w tym siedzi, zdobył zaufanie itd. to może Nadia zaczęła by mieć względem niego jakieś podejrzenia? ]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  5. [Romanse, dramy... Moja specjalność :3 Niby Nadia coś tam z naczelnikiem, ale zawsze mogłaby się poprzez Crane'a odegrać za panienki jakie tamten ma na boku... No i w końcu skórę jej uratował, więc mu może się ładnie odwdzięczyć :D Więc jestem jak najbardziej za! :D]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  6. [Tak tylko powiedz mi od czego? :D Z karty wynika, że on już jest w mafii to trzymamy się tego?
    Może zrobić tak, że jak ona przeczytała tego smsa to na początku nic nie powiedziała tylko zaczęła węszyć trochę, ale bez skutku i wezwała go do siebie, żeby go przycisnąć, coś wyciągnąć i on wtedy jej się jakoś wytłumacz? ]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  7. Z każdym kolejnym dniem z coraz to większym przerażeniem odkrywała, że nie ma najmniejszego wpływy na swoje życie… Na to co robi. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie przypominała kobiety, która mogłaby być aż tak głęboko zanurzona w przestępczym półświatku brudnych interesów, a to przecież ona finalizowała transakcje, to ona była odpowiedzialna za roczną sprzedaż żywego towaru. Sama nie miała pojęcia kiedy to wszystko zabrnęło tak daleko, jedno było pewne – wycofać się nie mogła. Musiała robić to co do niej należało, utrzymywać porządek, trzymać mocno skorumpowanych polityków, policjantów… To ona wyszukiwała kupców do których trafiały kobiety z całego świata. Początkowo pełniła jedynie funkcję reprezentacyjną ojca, który wspierał politykę bossa The Cross, szybko jednak została wciągnięta głęboko w strukturę mafii Miami. Nie mówiło się o tym głośno, jednak zależność była prosta – im bardziej The Cross wzrastało w siłę i wpływy, tym bardziej Rosyjska mafia, na której czele stał jej ojciec słabła i traciła na swoim znaczeniu. Teraz sprawa była jasna – ojciec swoim poparciem sam wykopał dla siebie grób i musiał pilnować się, by nie zostać w nim przedwcześnie pogrzebany, a ona albo będzie z nimi współpracować, albo będzie pracować dla nich, a tu różnica była diametralna. Wybór żaden… Nie uśmiechało się jej podzielić los tych wszystkich kobiet sprzedawanych do burdeli, albo prywatnych kupców.
    Skrupulatnie wykonywała swoje zadania, do których należało wyeliminowanie wszelkiego zagrożenia… A ono pojawiło się na horyzoncie wraz z pojawieniem się w ich szeregach Crane’a. Ciężko było określić to co ich łączyło, oczywiście Aristow nie mogła zapomnieć, że uratował jej skórę… jednak obok wiadomości, jaką przeczytała w jego telefonie, nie mogła przejść obojętnie. W jej głowie kłębiło się wiele myśli Adrian ją sprawdza, Ktoś dostrzegł szansę by dobrać się poprzez nią do interesów ojca, a w końcu, że pozwoliła by do mafii wszedł kret Bertone. Jedno było gorsze od drugiego… Musiała dowiedzieć się czegoś więcej działać szybko i dyskretnie; taki przynajmniej był plan, który doprowadził ją jedynie do konkluzji, że albo Crane jest sprytniejszy niż mogłaby przypuszczać, albo sama popada w paranoję. Druga opcja byłaby zdecydowanie lepsza.
    Dłużej czekać nie mogła, może i postąpiła lekkomyślnie, ale kiedy późnym popołudniem dowiedziała się, że kręci się gdzieś po jednostce od razu kazała go wezwać do swojego gabinetu.


    [Mam nadzieję, że jakoś udało się przez to przebrnąć zaczęcia z telefonu są horrorem... ;3]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  8. [Witam na blogu i życzę długiego bytowania. Zapraszam do Chole na wątek.]
    Chole

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bardzo ciekawy pan! Miłej zabawy!]

    Sheila D.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Na wątek jestem chętna, tylko z pomysłami u mnie ostatnio słabo.
    A nawet tragicznie.]

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  11. Co raz częściej dochodziła do wniosku, że ten cały związek z Adrianem był niejako sposobem zabezpieczenia się na przyszłość, która dla młodej Rosjanki nie była pewna… Doskonale zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może stracić dosłownie wszystko; musiałaby być ślepa, gdyby nie zauważyła jak kiepsko idą jej „rodzinne” interesy, a swego rodzaju pogróżki bossa The Cross jedynie utwierdzały ją w przekonaniu, że musi znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji, o ile tylko nie chce spaść na samo dno. Sam McCoys nie dość, że naczelnik to jeszcze wzięty prawnik był przepustką na wolność(gdyby coś jednak poszło nie tak), a jego pieniądze możliwością do prowadzenia życia na tym samym poziomie, do którego przyzwyczajona była od dziecka… Początkowo, to musiała przyznać, była nim nijako zafascynowana, ale z biegiem czasu cała ta relacja zaczynała przypominać jakiś chory układ, co swoją drogą nie powinno być dziwne w tym popieprzonym świecie. Właściwie nie miałaby nawet nic przeciwko temu, by zaciągnąć go przed ołtarz, przysięga małżeńska dałaby jej stuprocentową pewność co do tego, że nie musi się niczego obawiać… W każdej kobiecie było coś z zimnej materialistki, taka była ich natura, której Nadia, przed samą sobą, nie zaprzeczała. A jeśli chodzi o fakt, że „puszczała się na prawo i lewo”(co w jej mniemaniu oczywiście nie było niczym złym), jak to mówią - czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, dlatego też miała nadzieję, że w jej relacjach z Cranem Adrian jednak nie maczał palców i do tej pory nie zdaje sobie sprawy z tego z jaką ochotą Aristow rozkłada przed nim nogi. To byłoby dla niej znacznym utrudnieniem, jednak na razie postanowiła wykluczyć tą opcję… Pozostawały dwie, może trzy – siedział przed nią kret Bertone, idiota, który chce dobrać się do tego co zostało z jej rodzinnej fortuny, albo całkiem czysty człowiek, członek The Cross, który był ofiarą jej paranoicznego podejścia.
    Podniosła się z miejsca z typowym dla siebie, całkowicie niewinnym uśmiechem, który w połączeniu z kokieteryjnym spojrzeniem, był w stanie zawrócić w głowie nie jednemu mężczyźnie, czego oczywiście była jak najbardziej świadoma. Minęła masywne biurko, po którym walała się cała masa papierów (mafijnej biurokracji chyba nigdy nie będzie w stanie polubić) i stając w końcu naprzeciwko niego oparła się zgrabnym tyłkiem o jego brzeg i wbijając w niego spojrzenie orzechowych, radośnie błyszczących ślepi, niby to przypadkiem odsłoniła nieco większą część smukłego uda, które chowały się pod materiałem czarnej ołówkowej spódnicy.
    -Widzisz… Mój, a właściwie nasz szef lubi wiedzieć z kim pracuje, a o Tobie wiemy tyle co sam nam sprzedałeś, ciężko znaleźć jakieś informacje, które by się z tym pokrywały, a wiesz, że potrafię być bardzo dokładna… - nachyliła się nad nim z uwagą lustrując jego twarz – Chciałabym wierzyć, że nie masz nic do ukrycia, inaczej oboje przypłacimy to głowami.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Można to wszystko dobrze rozegrać.
    Co Ty na to - spotkali się dawno temu, gdy kobieta przebywała jeszcze we Włoszech i była znana pod nazwiskiem Chiara Vasari. Tymczasowo nie interesowała się sprawami mafii i oprócz rodziny niewiele łączyło ją ze światkiem przestępczym. Mogli się poznać przypadkowo, chociażby na ulicy. Trochę porozmawiali, umówili się kilka razy, a Chiara lekko się w nim zadurzyła. Po czasie odkryła, że bez wzajemności. Następnie, tak jak mówisz, nie ciągnąc dalej tej relacji, rozstali się. On wyjechał, ona została z lekko nadłamanym sercem. I bum, spotkanie po latach. Oboje należą do wrogich mafii w Miami. No i tutaj już wszystko zależy od tego czy wolisz, żeby Harvey znała mężczyznę jako Kyle'a, czy jako Raisa oraz czy wiedziałaby o jego pracy. On na pewno znałby ją jako Chiarę.
    Jeśli chodziło Ci o coś takiego, to wystarczy ustalić miejsce spotkania i to, kto zaczyna.
    Szczerze mówiąc, jeżeli założymy, że Lotos wynajmuje też pokoje "na jedną noc" to można ją tam wysłać z jakimś przypadkowym kochankiem. Dla członkini Bertone byłoby to lekko ryzykowne, ale i to można zmienić w zaletę, bo - przykładowo - trener może ją ukryć przed właścicielem domu, który zaczął coś podejrzewać.
    Przepraszam, piszę bez sensu i składu, jakaś zmęczona ostatnio jestem.]

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie broniła się przed jego dotykiem, coś niebezpiecznego błysnęło w jej brązowych tęczówkach, kiedy podniósł się z miejsca i przyparł do niej swoim ciałem. Nawet pomimo swoich stu siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, które dzięki piekielnie drogim, czarnym, lakierkowym szpilkom Louboutin, zmieniały się w ponad metr osiemdziesiąt była od niego znacznie niższa… Mniejsza, co w zasadzie nie przeszkadzałoby jej w ogóle, jedynie w chwilach takich jak te wolała patrzeć na innych z góry. Mimo wszystko i tak potrafiła przekuć to na własną korzyść… Wiedziała jak omamić mężczyzn i nawet przez chwilę nie wahała się by użyć swych zdolności.
    Przymknęła powieki czując jak muska jej usta, jednocześnie stanowczym ruchem rozchylając jej smukłe nogi swoim kolanem, musiała przyznać, że sprawiło jej to niejaką przyjemność. Lubiła siłę męskich ruchów, stanowczość… Pod takim wpływem potrafiła zmienić się w całkowicie uległą kobietę, która w swej lubieżności nie odstawała od pracownic domu publicznego, Crane najwyraźniej wiedział jak to osiągnąć, bo w tej chwili Nadia nie miałaby nic przeciwko, by najzwyczajniej w świecie zerżnął ją na tym cholernym biurku. Opamiętała się jednak i chwyciła jego nadgarstki odciągając męskie dłonie od swojej twarzy, wykręcając je przy okazji na tyle sprawnie i mocno, na ile pozwalały jej pokłady siły drzemiące w smukłym ciele brunetki.
    -Za dużo widziałam, żeby ufać każdemu, kto się tylko nawinie. – powiedziała dość chłodno ponownie wbijając spojrzenie w jego oczy – Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć… - dodała pozostając całkowicie niewzruszoną jego bliskością, przynajmniej na zewnątrz, bo w jej głowie jawiło się wiele obrazów wyrażających to co chciałaby, żeby z nią zrobił.
    -Skoro jesteś taki chętny do rozmowy to powiedz mi Crane… Masz już jakieś informacje? – spytała w końcu, kładąc nacisk na swoje ostatnie słowa, którymi cytowała, kropka w kropkę, tego cholernego sms’a, który wzbudził w niej tyle podejrzeń.

    [Spoczko, nie zjem Cię za to :D]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  14. -Nie Tobie oceniać moje zwyczaje. – powiedziała bezustannie wpatrując się w jego oczy, co ją obchodziło, że „nie wypada” przeglądać cudzego telefonu? Trzeba było go pilnować, z takiego założenia wychodziła i nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby żałować… Najprawdopodobniej, gdyby tylko miała wtedy więcej czasu zagłębiła by się jeszcze dokładniej w treści innych wiadomości.
    Cichy, niekontrolowany jęk wyrwał się spomiędzy jej kształtnych, pociągniętych czerwoną szminką warg, kiedy tylko zacisnął na jej pośladku swoje palce w ten cholernie przyjemnie bolesny sposób. Zacisnęła zęby i spiorunowała go spojrzeniem – Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że już nie działasz na własną rękę… Szczególnie w sprawach z Bertone. Cokolwiek robisz, cokolwiek spieprzysz ja za to odpowiem. – powiedziała stanowczo, wcale nie przejmując się tym, że na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to on jest tu „górą”… cóż, w pewnym sensie był, ale nie należało zapominać o tym, że to ona za jego winy straci głowę, w końcu ona go ściągnęła do The Cross… Ona za niego poświadczyła.

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdyby wiedziała, że pozwala się pierzyć facetowi, który poluje między innymi na nią… i kombinuje jedynie jak tu posadzić ich tyłki, łącznie z jej cholernie seksownym, za kratami pewnie sama, za własną głupotę, strzeliłaby sobie w łeb, bo w kolano strzeliła sobie już nieświadomie, zdecydowanie za bardzo go do siebie dopuszczając.
    Uniosła ku górze brwi i niebezpiecznie zmrużyła oczy, kiedy tylko odważył się wspomnieć o Adrianie… Gdyby się o tym dowiedział, gdyby dowiedział się o tym od niego najprawdopodobniej obdarłaby go żywcem ze skóry, w końcu gdyby się dowiedział, ze JEGO Nadia puszcza się z trenerem sam najprawdopodobniej zepchnąłby ją na dno przepaści, w otchłanie „Lotosu”, gdzie naćpana i niepamiętająca nawet jak się nazywa obciągałaby dziesiątki lasek dziennie… Taka wizja nie przypadła jej do gustu.
    -Zapominasz się. – warknęła niczym furiatka, powinien wiedzieć, że wspominanie o McCoysie, szczególnie w takiej sytuacji, nie było zbyt dobrym posunięciem – Nie chciałbyś, żebym ja zrobiła się złośliwa. – dodała jeszcze i czując jak wciska dłoń pomiędzy jej uda chwyciła jego nadgarstek wbijając w skórę mężczyzny paznokcie.

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  16. Miała ochotę czymś w niego rzucić… Czymś naprawdę ciężkim, co mogłoby go uszkodzić i zetrzeć z jego twarzy ten przeklęty uśmieszek. Naprawdę nikt nie musiał uświadamiać jej jeszcze bardziej w beznadziejności jej sytuacji i utwierdzać w przekonaniu, że jako kobieta została już chyba całkiem poniżona będąc z człowiekiem od którego nie mogła, wprost nie miała prawa, wymagać silnego uczucia, o jakim chyba każda marzyła i jedyne co jej pozostawało to akceptować każdy jego skok w bok i odpłacać mu się pięknym za nadobne z nadzieją, że prawda nie wyjdzie na jaw… a jeśli przypadkiem tak by się stało, to że jej kobieca perswazja była na tyle silna, żeby kara za grzechy była jak najmniejsza.
    Chwyciła w dłonie szklany wazon i cisnęła go w jego stronę zdecydowanie za późno, bo zdążył już trzasnąć drzwiami. Przeklęła go głośno, co być może jeszcze usłyszał i sięgnęła po leżącą pod stosem teczek paczkę papierosów i odpalając jednego, całkowicie zignorowała zakaz palenia, jaki obowiązywał na terenie całego budynku, bo przecież kto jej zabroni? Poczuła się dziwnie urażona faktem, że tak po prostu wyszedł… A złość jedynie podsycała myśl, ze nie może pozwolić sobie na zbyt długie zgrywanie twardej, wkurwionej i niedostępnej jeśli miała zamiar wyciągnąć z niego coś więcej; bo bajeczka z długiem i kumplem z dzieciństwa jakoś nie specjalnie do niej trafiała. Przynajmniej nie na tyle, by całkowicie uśpić jej czujność.
    Z czystej złośliwości i przekory dowaliła mu jeszcze więcej pracy, bo przecież bez pracy nie ma kołaczy, a fucha w The Cross to nie wakacje. Kiedy w końcu udało jej się zapanować nad potokiem myśli, który nie dawał jej spokoju aż do momentu wypicia trzeciej szklanki whiskey, doszła do wniosku, że nie jest dziś w stanie zrobić już nic konstruktywnego i jedynie uporządkowała cały ten burdel na biurku poświęcając na to znacznie więcej czasu, bo przecież nigdzie jej się dziś nie spieszyło, a i butelka stojąca na blacie małego barku tak kusząc na nią łypała, że co i rusz decydowała się na uzupełnianie kryształowej szklanki. Nie zauważyła nawet kiedy późne popołudnie zmieniło się w środek nocy, a picie w samotności znudziło jej się już mniej więcej między przeglądaniem raportów, które podrzuciła jej sekretarz, a oglądaniem dennych filmików w sieci. Westchnęła cicho i zatrzaskując laptopa uwolniła włosy z misternie ułożonego koka, pozwalając by ciemne pukle opadły na jej kształtne ramiona okalając filigranową twarz w całkiem uroczym nieładzie. Sięgnęła po telefon i po chwili zastanowienia wybrała numer Crane’a wysyłając mu doprawdy oficjalną wiadomość, z której wyczytać mógł, że ma ochotę, żeby zerżnął ją na tym przeklętym biurku.


    Nadia - szefowa z piekła rodem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ha! Szpieg. Dobrze im tak :D
    Witamy wśród autorów ;)


    Cecil

    OdpowiedzUsuń
  18. [W porządku. Kto zaczyna?]

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  19. Westchnęła cicho, kiedy jej telefon zawibrował, a kiedy przeczytała treść wiadomości z poirytowanie wywróciła oczami. Nie taki był plan… miał tu przywlec swoje cztery litery i nie pytać o nic, a nie drażnić ją dodatkowo przez smsy. Odchyliła się na wygodnym, obitym czarną skórą biurowym fotelu i wbiła spojrzenie w sufit ściągając usta w dzióbek. O co mu do jasnej cholery chodziło? Chyba jeszcze nie natrafiła na faceta, który po otrzymaniu takiej propozycji zadawałby zbędne pytania.
    Nie potrafię się długo złościć… Odpisała, mając szczerą nadzieję, że nie zachce mu się bawić w jakieś gierki. Czyżby stał się bardziej ostrożny? Miał coś do ukrycia? Jeśli tak było musiała jakoś przekonać go do tego, że ona porzuciła już swoją nieufność i podejrzenia względem jego osoby… A jeśli o to chodziło, znała kilka sposobów, aby mu to udowodnić, w tym jeden całkiem przyjemny dla obu stron. Poprawiła spódnicę, która sięgając mniej więcej do połowy uda, opinając ściśle jej zgrabny tyłek i poprzez podniesiony stan podkreślała jej seksowne wcięcie w talii. Przeczesała palcami ciemne włosy i oparła się o brzeg biurka splatając smukłe ramiona na wysokości piersi.
    Długo mam na Ciebie czekać?”.

    Nadia.

    OdpowiedzUsuń
  20. Członkowie The Cross śledzili ją już dobrych kilka dni. Od tego czasu nie przespała ani chwili i nawet pomimo tego, że była przyzwyczajona do nocnego trybu życia, ciągła ucieczka mocno nadszarpnęła jej nerwy. Widziała, że nie powinna doprowadzać wrogiej mafii do takiego zainteresowania jej osobą. Tak jakoś wyszło, już od pewnego czasu była im solą w oku. A teraz nie mogła cofnąć czasu, zmienić kilku decyzji i spokojnie wynająć pokoju w drogim hotelu bez obawy o własne życie. Och, ile dałaby chociażby za cieplejszą kurtkę i kileszek wina...
    Chyba tylko cudem, na chwilę zapominając o zmęczeniu, zdążyła się odwrócić i zauważyć kolejnego prześladowcę. Myślała, że już po niej. Zdążyła pogodzić się z naturalnym biegiem wydarzeń, ale mężczyzna opuścił broń. Nie wiedziała tylko dlaczego i w myślach prosiła, żeby nie okazał się on katem, który zapragnie potorturować ją przed śmiercią. Ale on się odezwał i rozpoznała go dopiero wtedy, gdy usłyszała jego głos. Szkoda tylko, że osoba, która właśnie przed nią stała nie miała prawa tu być.
    - Rais - stwierdziła tylko. Nie zdziwiła się. W końcu to wszystko nie mogło być niczym innym jak zwidami, wywołanymi wycieńczeniem. Scyzoryk, trzymany przez mężczyznę i szybsze uderzenie serca na jego widok też na pewno sobie wymyśliła.

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Nowy wizerunek <3]

    Kiedy drzwi jej gabinetu otworzyły się, a w progu stanął Crane uśmiechnęła się delikatnie, ledwo zauważalnie, choć w jej tęczówkach widać było kokieteryjny błysk. Przyszedł, co mogło dla niej oznaczać jedynie to, że kupił jej gierkę. Dobrze. Musiał myśleć, że nie jest już dla niego żadnym zagrożeniem, musiał mieć tą fałszywą świadomość, że mu ufa… a wtedy z pewnością popełni jakiś błąd. Każdy je popełniał, trzeba było tylko uważnie się przyglądać i czekać na odpowiedni moment, by uderzyć, a ona miała to zrobić – wystawić go na próbę… Jeśli coś kombinował, nie miała wyboru i niekoniecznie na jego korzyść przemawiał fakt, że z ochotą rozkładała przed nim nogi. Jeśli był czysty i oddany The Cross jej jedynym zmartwieniem będzie utrzymywanie ich schadzek w tajemnicy. Nie opierała się, kiedy chwycił ją za ramię i stanowczo pociągnął do góry wpijając się w jej usta bez zbędnych ceregieli. Zamruczała cicho, wprost w jego usta czując uścisk na pośladkach i bez najmniejszego sprzeciwu pozwoliła posadzić się na biurku, a kiedy jedna z jego dłoni zawędrowała między jej uda rozszerzyła posłusznie smukłe nóżki i przygryzła delikatnie dolną wargę wbijając spojrzenie prosto w jego oczy.
    -Źle się czuję z tym, że Cię oskarżyłam… - wymruczała cicho sunąc drobną dłonią po umięśnionym torsie mężczyzny – Mam nadzieję, że już się na mnie nie złościsz... – dodała z miną niewiniątka muskając palcami drugiej dłoni jego krocze przez materiał spodni. Trzeba było przyznać, że urodzona z niej była aktorka i kokietka… chociaż szczerze powiedziawszy w tym wypadku nie wymagało to od niej zbyt wiele wysiłku; sama tego chciała, chciała, żeby ją zerżnął… chciała odegrać się na Adrianie, za kolejną panienkę w jego łóżku, chciała poczuć ten przyjemny dreszcz adrenaliny, wywołany możliwością tego, że ktoś mógłby ich nakryć. Chciała poczuć, że żyje, a trener półgłówków z The Cross jej to umożliwiał.
    -Ale jeśli nadal byłbyś zły… - nieco mocniej, choć z wyczuciem, którego można było jej pozazdrościć zacisnęła palce na jego męskości -… chyba wiem jak mogłabym Cię przeprosić.


    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nie wiem, czy to dobra reakcja, ale się uśmiałam, czytając kartę... :D
    No a chęć na wątek jest zawsze, a jakże :)]

    //Jovie.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ej, ej ej... mogłabym Twojego maila poprosić? Bo mam niecną sprawę ]:> ]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  24. [Szkoda, ze ja też wolę zaczynać zamiast wymyślać :D Skoro Kyle szpieguje The Cross, to może jakoś by się dogadali w związku z tym, żeby kogoś wkopać, bo skoro Jovie jest z Bertone, to raczej chciałaby upadku The Cross... Namieszałam, nie wiem, czy w ogóle sensownie to napisałam, ale nic mi zupełnie nie przychodzi do głowy.]

    //Jovie.

    OdpowiedzUsuń
  25. W sumie, to było nawet trochę zabawne. Stała tam jak idiotka, z zamkniętymi oczami i nożem przystawionym do gardła. Powoli docierało do niej, że to nie jest tylko zły sen, kolejny koszmar z którego szponów wyrwie ją zbawienny dźwięk budzika. A mimo to nie walczyła, nie broniła się. W ciszy czekała na bezbolesną śmierć, którą obiecał jej mężczyzna. Szczerze mówiąc, cieszyło ją, że jakimś cudem trafiła właśnie na Raisa. Był najlepszą osobą, jaka mogła się tu znaleźć. On dawał jej choć trochę nadziei. Zabawne. On - Rais Brecken, obiekt dawnej, nieodwzajemnionej miłości i najprawdopodobniej przyszły morderca napawał ją nadzieją. Chyba nie takie uczucia powinien u niej wywoływać, kiedy przyciskał jej ostrze do szyi.
    Chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, w tym momencie była cholernie przerażona. Nie bała mężczyzny, nie potrafiła. Ona, a raczej ta bezduszna morderczyni, którą się stała, nazwyczajniej w świecie bała się umrzeć. Wiedziała, że być może za kilka chwil przyjdzie jej zapłacić za wszystkie popełnione zbrodnie. Niedługo dowie się jak wiele żyć zniszczyła na zlecenie tej pieprzonej mafii i odpokutuje za to. Była teraz skłonna prosić o przebaczenie każdego boga, chociaż wiedziała, że nie uzyska rozgrzeszenia.
    Powiedzieć, że kamień spadł jej z serca, gdy mężczyzna ją puścił byłoby okrutnym kłamstwem. Była pewna, że już nigdy w życiu nie poczuje większej ulgi. Nie rozumiała tylko jednego - czemu to zrobił. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. I chyba tylko po to, żeby móc zadać mężczyźnie to pytanie przepuściła szansę ucieczki.
    Nawet nie drgnęła, gdy głuchy dźwięk uderzenia wraz z przekleństwem rozległy się po okolicy. Wctej chwili napięcie, które odczuwała było doskonale widoczne na jej twarzy. Bez ruchu pzyglądała się mężczyźnie, starannie omijając wzrokiem jego oczy. Cisza trwała jeszcze kilka minut, nim wreszcie odważyła się zapytać.
    - Dlaczego? - rzuciła cichym, bezbarwnym głosem, sama nie wiedząc jakiej odpowiedzi oczekuje.

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń