sobota, 16 maja 2015

What doesn’t kill you will make you stronger. . .

Claire Katherine Mortain 

Urodzona w Paryżu || 21.07.1997 || Prawie 18 lat || W Miami od drugiego roku życia || Angielski, francuski i włoski || Metr sześćdziesiąt jeden (10 centymetrów za mało, ale od czego są szpilki?) || Drobna blondynka || Ciemnoniebieskie oczy || Uparta nawet jeśli wie, ze nie do końca ma racje || Na pozór silna, w środku wrażliwa || Dręczące ją poczucie winy || Ciche pragnienie zemsty || Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz || 

Żyjąc w mieście takim jak to, każdy powinien mieć oczy dookoła głowy. Claire przekonała się o tym, gdy zaledwie na kilka minut straciła z oczu swoją młodszą siostrę. Wszystko stało się tak szybko, a dziewczyna do dzisiejszego dnia nikt nie wie co się z nią stało. Może Amelia nie żyje już od dwóch lat, może gdzieś ją wywieźli... W mieście słyszy się wiele rzeczy, o tym co mafia potrafi robić z niczemu winnymi ludźmi, a każda z opcji wydaje się być gorsza od poprzedniej. 
Rodzice próbowali jej tłumaczyć, ze to nie jej wina, ale ona i tak widziała w ich oczach żal i nieme oskarżenie. Ich życie wywróciło się do góry nogami. Z normalnej i całkiem szczęśliwej rodziny, bez większych problemów, w jednej chwili stali się milczący i nieco zamknięci w sobie. 
Jednak mimo tego co wydarzyło się dwa lata temu, Claire stara się żyć normalnie. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze to jedna z mafii ma coś wspólnego ze zniknięciem jej siostry, ale co taka dziewczyna jak ona może zrobić? Liczyć na cud i odzyskanie siostry. Marzyć o zemście. Po cichu nienawidzić każdego kto ma coś wspólnego z grupami przestępczymi. Jednak jest tylko zwykłą dziewczyną. Jedyne co możne robić to trzymać się od mafii jak najdalej, żeby przynajmniej nie narażać życia swojego i reszty rodziny. Nie ma jednak pojęcia, ze od niedawna sama spotyka się z jednym z katów.




______________________________________________________________________

Witam się serdecznie z moją Claire ^.^
Wizerunku użyczyła Ashley Benson.
Karta do całkowitej poprawki, ale pewnie nigdy się za to nie zabiorę.
Ze względu na brak czasu, póki co ilosc watkow bardzo ograniczona.

101 komentarzy:

  1. [Cześć i czołem;3 Benson zawsze spoko, lubię ją. Z kartą wszystko okej, wiec życzę udanej zabawy na blogu. Zaprosiłabym do wątku, ale nie mam żadnego pomysłu. Tak więc, no. Dużo weny ;)]

    Administracja, Adrian, Lucy

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam moją narzeczona xD wiadomo wątek musi być :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [A kilka dni później może ją uratować z rąk The Cross. I wtedy przypadkowo dowie się, że Matti jest w Bertone.]

    Impreza bywa dobra, gdy się znajomych spotka. Czwartkowy wieczór właśnie na to zapowiadał się. Ale nie dla wszystkich. Dzisiaj wedle umowy z moimi ziomkami ja mialem robić za kierowcę. No trudno. Jakoś to przeboleje i odbije innym razem.
    Siedzielismy wszyscy w swoim gronie. Każdy co rusz żartował. Takie dni jak ten, kiedy nie musiałem zamarteiac się sprawami w mafii, zdarzały się niezwykle rzadko. No, jeśli do tego dołączyć szkole... To już w ogóle.
    Około dwudziestej trzeciej trzydzieści większość towarzystwa była mocno sponiewierana alkoholem. Krótką piłka- musiałem ich odwieźć do domów. Dzisiaj nocą nie było zbyt bezpiecznie. Zawsze jakoś w czwartki ginelo najwięcej ludzi. A ja nie chcialem stracić kolegów.
    Kiedy ich poodwozilem sam zaczalem kierowac się do domu. Dzisiaj mialem zamiar wrócić do rodzinnej rezydencji. Zatrztmalem się nagle, kiedy zobaczylem Claire. Czerwona Impala stanela tuż obok niej.
    - Niebezpiecznie jest tak chodzic samemu nocą. - Zwrocilem jej uwagę. - Wsiadaj. - Zaprosilem ją do auta. Jezusiczku kochany! W końcu mam okazję przewieźć Claire swoją Impala. Jak ja się tym w środku jaralem. Owszem, czasami zdarzalo się, że sobie docinalismy... Ale kto się czubi ten się lubi.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Ja? Ciebie? Aż taki straszny jestem? - Zrobilem głupia minę. - Coś się stało? - Zapytałem. Jej oczy mówiły wszystko. - I tylko nie mów, że nie. Bo w to akurat nie uwierze. - Zastrzeglem od razu. - Niech zgadne... Znowu poklocilas się ze swoją mama. - Bardziej to stwierdzilem niż zapytałem . Usmiechanlem się, kiedy mnie musnela. - Co ja tutaj robię? - Zapytalem ni to siebie ni to jej. - Z chlopakami w pubie byliśmy. I akurat dzisiaj wypadła rola kierowcy. No i musiałem ich poodwozic do domów. Bo nie wiadomo jaka szajba moglaby im odbic w drodze powrotnej. - Zasmialem się cicho pod nosem. No ale z drugiej strony... No wiesz, jak nie wiesz. - Co powiesz na to, abysmy pojechali do mnie? - Zapytalem. - Dzisiaj mama coś osobiście przyrządziła na kolację. Bo pani Rose jest na zwolnieniu lekarskim. Moglibysmy później jakiś ciekawy film obejrzeć czy coś tam porobic. O, właśnie. Co robisz jutro wieczorem? - Spojrzalem na nią. - Udało mi się zdobyć bilety na koncert Aerosmith. - Wyszczerzylem się do niej. - I teraz oficjalnie ciebie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Ale i tak ci to sprawia przykrość. A ja nie lubie, kiedy jesteś smutna. - Powiedzialem. - Wiem, że już były wysprzedane. - Odpowiedzialem tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - A dostalem je przedwczoraj. Od mojego wujka. - Usmiechnalem się. - Wygrał je gdzieś tam, ale nie miał z kim pójść to mi je oddał. Jest genialny, nie? - Zapytalem. - Mógł je calkiem nieźle komuś opylic. I ladne hajsy z tego zarobić. A oddal mi je za darmo. - No, może nie tak za darmo, bo za pewną przysługę... No, ale jednak. - Nie, nie będzie miała nic przeciwko. Z reszta lubi ciebie, więc wiesz. - Poruszalem zabawnie brwiami. - A jeżeli chodzi o jakieś ubrania to najwyżej pozyczysz od Eunice. U niej od tego to aż się szafa nie zamyka. - Odpalilem samochód i pojechalismy do rezydencji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Więcej już nic nie powiedziałem na ten temat. Nic na siłę, uznałem. Jeżeli będzie chciała o tym pogadać, to jej wysłucham. Zaśmiałem się cicho pod nosem.
    - Dzięki. Miło mi to od ciebie usłyszeć. - Podrapałem się lekko w tył głowy. - Możesz być pewna, że mu podziękuję. Przy niej czułem, że może mam jakieś szanse na normalne życie. Ale z drugiej też bałem się o nią. W prawdzie nigdy mnie nie zapytała co robię, ale i ja jej tego też nie powiedziałem. Po prostu wolę poczekać na odpowiedniejszy moment. Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos. Uśmiechnąłem się szeroko w jej kierunku. - No widzisz! Jestem odpowiednim człowiekiem, kótry zawsze pojawia się w odpowiednim miejscu i czasie. - Zażartowałem. - Z popcornem może być malutki problem... Ale postaram się coś wymyślić. A jeżeli już się nie uda to skonczymy przy paczce chrupek kukurydzianych o smaku sera i pomidora. - Wjechałem do garażu. Niedługo potem weszliśmy do domu, gdzie czekała na mnie moja wkurzona matula.
    - W końcu jesteś w domu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? - Zapytała mnie.
    - Byłem z chłopakami, przecież o tym wiesz...
    - Ale to i tak nie zwalnia ciebie z tego, abyś nie mógł odebrać i powiedzieć co się z tobą dzieje. - Jej ton zelżał. - Po prostu martwiłam się o ciebie. - Uśmiechnęła się ciepło. Przywitała się z Claire. - Idźcie do kuchni coś zjeść. Pewnie jesteście głodni. Musicie tam tylko sobie odgrzać. Jedzenie...
    - Mamo. - Warknąłem zabawnie przez zęby. - My sobie poradzimy. Możesz iść spać.

    OdpowiedzUsuń
  7. W oczach innych wyglądało to tak, jakbym to wszystko robił przez zupełny przypadek. A tak wcale nie było. Ojciec nauczył mnie przed śmiercią, abym walczył o swoje. I żebym chronił to co dla mnie jest najważniejsze. A rodzina- ta i obecna, jak i ta przyszła- była dla mnie niemalże czymś świętym. I dlatego chciałem ich wszystkich chronić. Przed złem, smutkiem czy innymi niemiłymi rzeczami, jakie przytrafiały się w życiu. Ale nie zawsze to się udawało. Wiedzieli o tym oni. Wiedziałem także o tym i ja.
    - No to trochę podtuczymy się chrupkami. - Zaśmiałem się. - A później i tak to spalę wszystko na siłowni. Przynajmniej będę miał jakąś motywację. - Puściłem do niej oczko. Mama przyglądała się temu wszystkiemu z dziwnym uśmiechem na twarzy.
    - Coś się stało? - Zapytałem.
    - Nie, nie. Nic. Po prostu ładnie razem wyglądacie. Przypominają mi się pierwsze spotkania z twoim ojcem. - Pokiwała lekko głową. A zaraz poszła do swojego pokoju.
    - Dobra. - Powiedziałem do Claire. - To w takim razie ja idę poszukać chrupek. A ty odgrzejesz kolację. I dobierzemy jakiś film do obejrzenia. W razie czego widzimy się na moim piętrze. - Ha, miało się te wygody.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Żebyś mi tylko później nie narzekała na te wasze oponki, czy jak to tam zwał. I w razie czego to dzwoń. Tym razem na pewno odbiorę. I przyjdę po ciebie. - Powiedziałem, żartując sobie z tego. Poszedłem poszukać chrupek, które powinniśmy mieć w zapasie. Z racji tego, że ja i Jeremy lubiliśmy je wcinać. W końcu udało się i swoją zdobycz wsypałem do głębokiej miski. - Chrupki są. - Pokazałem jej zawartość miski. - Cała mega paczka. - Uśmiechnąłem się szeroko w jej kierunku. - A co do filmu... Mam kilka jakichś nowych. Pobrałem z internetu. - Pomachałem znacząco i dosyć zabawnie brwiami. - Mam najnowszą część Avengersów... "Pitch Perfect 2"... i "Wiek Adaline"... To chyba Eunice musiała mi podrzucić. - Stwierdziłem z dziwnym wyrazem twarzy. - Mam też jakieś starsze. Chodź i pomóż mi coś wybrać. - Zaproponowałem dla niej.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Oho. Czyli wszedłem na ten jeden z niebezpiecznych tematów, których lepiej było nie poruszać w rozmowach z kobietami." - Przemknelo mi przez myśl. Musialem szybko coś wymyślić. Przecież zaraz może się obrazić czy coś. Ugh... Naprawdę ciezka sytuacja.
    - Tego to ja nie powiedzialem. - Stwierdzilem z lekkim, blakajacym się po twarzy usmieszkiem. - No to będą "Avangersi" w najlepszej wersji jaką znalazlem w internecie. - Nie za bardzo się tym przejmuje, że policja moglaby mi zrobić wjazd na chatę. - Usmiechnalem się delikatnie w jej kierunku. - "Wiek Adaline". Ale nie wiem o czym to jest. Pewnie jakieś romansidlo. - Wzruszylem ramionami. - Możemy zjeść w trakcie. A właśnie, co tam moja matula dobrego przyrzadzila? Pachnie ładnie i tak też wygląda. Odpalilem film.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tam nie znałem się na tym co kobiety obraża a co nie. Wiedziałem natomiast jedno: lepiej z nimi nie zadzierać i dla świętego spokoju przyznawać im ciągle racje. Przepraszać je wtedy, kiedy nawet to ja mam racje. No i nie pytać ich o nic. Tylko podejść, zrozumieć (o ile tak się dało) i przytulić (o ile dwie pierwsze czynności zostały wcześniej wykonane). Całować wtedy, kiedy zaczynają za dużo i zbyt kłótliwie mówić. Oraz dać im bluzę, kiedy jest zimno. W szczególności to ostatnie się przydawało w moim przypadku. A, no i mieć pod ręką pelną lodówkę żarcia i gdzieś jakąś czekoladę. I wtedy chyba wszystko było cacy.
    - No i taki wybór mi się najbardziej podoba. Normalnie chciałbym żebyś została moją żoną. - Powiedziałem to pół- żartem, pół- serio. Dobrze wiedziałem, że jeżeli zwiąże się ze mną na poważnie... To na pewno nie będzie łatwo. Gdyby jeszcze wiedziała "o tym" to może by to inaczej jeszcze wyglądało. A w takim przypadku... No ciężka sprawa panie dziejaszku... Oj naprawdę ciężka. Kiedyś i tak się dowie. Muszę dobrać naprawdę bardzo odpowiedni moment, aby jej o tym wszystkim powiedzieć. Ale to nie dzisiaj. Dzisiaj jest za bardzo przyjemnie, aby to niszczyć.
    Pogmerałem trochę widelcem w talerzu.
    - Widzę jakieś grzaneczki, mięsko, warzywka... Ale nadal nie wiem co to jest. - Podrapałem się lekko w tył głowy. Spróbowałem ów dania. - Borze zielony, grzmiący i szumiący. - Powiedziałem z błogim uśmiechem na twarzy. - To jest pycha... - Rozmarzyłem się nieco. Co jak co, ale moja matula potrafiła mi dogodzić swoimi potrawami. - Beze mnie? Oj, zginęłabyś w tym złym i okropnym świecie. - Zażartowałem, po czym objąłem ją ramieniem. Tak było dobrze. Wszystko toczyło się swoim własnym tempem.

    OdpowiedzUsuń
  11. [A co powiesz na wątek z Kosmą? Może ona i jej ojciec wpadną z jakąś ważną wizytą do Martina i Claire zobaczy ich w jednoznacznej sytuacji?]

    OdpowiedzUsuń
  12. - A już tam! Pleciesz jakieś farmazony. - Zaśmiałem się cicho pod nosem. - A pamiętasz jak na początku naszej znajomości się nie za bardzo lubiliśmy? - Zapytałem, wspominając te stare czasy. - I to nasze dogryzanie sobie nawzajem. Dobrze Ephraim powiedział, że kto się czubi ten się lubi... - Nadal cicho chichotałem. - Ale to wynikało z faktu, że od razu wpadłaś mi w oko. - Puściłem do niej oczko. - Pamiętasz? Już przy pierwszym spotkaniu chciałem, abyś się ze mną wybrała na jakąś kolację czy coś. - No, ale wtedy poniosłem porażkę, bo w dosyć prosty sposób mnie spławiła. Ale to i tak nie sprawiło, że zrezygnowałem z tej walki. Nie mogłem, po prostu tak czułem. - Podobno nauczyła się tak gotować dla mojego taty. - Uśmiechnąłem się delikatnie w jej kierunku. - Chociaż tak do końca nie wiem co ona w nim widziała. Ojciec jakoś nie grzeszył urodą. - Powiedziałem pół- żartem, pół- serio. - W sumie to się cieszę, że jestem bardziej podobny do mamy. - Zaśmiałem się. Kiedy ona chciała mnie pocałować w policzek, specjalnie odwróciłem się tak, że jej usta wylądowały centralnie na moich.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Wiem, że mnie nie lubisz. Nie lubisz, bo kochasz. - Wyszczerzylem się w jej kierunku. - To teraz przynajmniej widzisz, że ja nie biorę jakiejś tam pierwszej lepszej dziewczyny. - Puscilem do niej oczko. - Ja zawsze celuje wyżej. - Powiedzialem bardzo poważnie. - I jak widać to się nie poddaje. Ciągle uparcie dążeń do celu. Ale to chyba dobrze, nie sądzisz? - Xapytalem się jej. - Bo gdyby ludzie poddawali się od razu po pierwszym upadku... To nadal zylibysmy jak jaskiniowcy. - Stwierdzilem. - Wszyscy chcą zmieniać świat... Ale nikt nie chce upaść. - Objalem ją bardziej i przykryłem nas kocem. - Oj tam, oj tam. Taki malutki cwaniak. Tyci tyci . - Pokazalem na palcach. Po chwili odwzajemnilem jej pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeżeli chodzilo o mnie to ja się w niej zakochalem od pierwszegp wejrzenia. A niech mi ktoś tylko powie, że tak nie można. Jak widać- było to możliwe. I nawet zdrowy rozsądek poszedł w krzaki. Niestety... Pod pewnymi względami Musialem być bardzo uważny. Bo Claire nie wiedziAła czym się zajmuje. Nie wiedziala także o co niektórych powiazaniach moich najbliższych. Coś mi z tego powodu nie dawało spokoju. Czyżby gryzlo mnie sumienie? Ale zaraz nasuwa się pytanie czy ja je mam. Wbrew pozorom powinienem być nieczuly. Wyprany ze wszystkich emocji. Zupełnie nie jak człowiek,ale jak maszyna. A jednak tak nie umiałem. Sam nie wiedziałem dlaczego.
    - Szczerze powiedziawszy to sądzę, że nie musialbym tego już robić. - Usmiechnalem się w jej kierunku. - Mi nie można się poddać. Pod żadnym pozorem. - Stwierdzilem. Odwzajemnilem jej pocałunek, poglebiajac go jeszcze bardziej. Pochylilem się nad nią, obserwując przez moment jej wyraz twarzy. Zaczalem delikatnie wozić dłonią po jej ciele pod bluzka. Tak, to była zdecydowanie lepsZA opcja na tą noc niż oglądanie filmu. Film nie zajac- poczeka.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Możesz być tego absolutnie pewna. - Puscilem do niej oczko. Tak, mialem kiedyś kogoś przed nia. Ale tamto się nie liczyło. Ani dla mnie, ani dla tamtej osoby. Dzisiaj z tamtymi dziewczynami i chlopakami byliśmy raczej na stopie koleżeńskiego. Co do rozstan to różnie bywało. Ale staralem się, aby wszystko było na spokojnie. Teraz czasami spotykamy się na piwo. Albo na jakieś pogawedki i suche żarty. Ale na nic więcej. W sumie to nawet i dobrze. W końcu teraz byłem z Claire. I byłem z tego powodu chyba najszczęśliwszym czlowiekiem na tej pieprzonej planecie. Bardzo poważnie myslalem o naszej wspólnej przyszłości.
    Sciagnalem z niej bluzkę, tak aby nam było wygodniej. Przez moment zawiesilem wzrok na jej piersiach. Były, jak dla mnie, idealne. Przenioslem się z pocałunki na jej zuchwe. A później jeszcze niżej. Jedną z dłoni zaczalem masowac jej podbrzusze. Zaczerpnięte dotykalem kant Clairowej bielizny. Czułem jak robi mi się gorąco. Podniecenie rosło we mnie wraz z każda sekunda.
    - Pragne cię Claire. - Wyszeptalem jej prosto do ucha. Cierpliwie czekalem na jej odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  16. Usmiechnalem się szeroko, kiedy do moich uszu dotarła jej odpowiedź. Spojrzalem bardzo uważnie na nią. Miała jakiś taki dziwny wyraz twarzy.
    - Czy wszystko jest w porządku? - Zapytalem, ale zaraz sobie przypomnialem sobie słowa mojej starszej siostry. Że "jeżeli kobieta ma dziwny wyraz twarzy to zacznij się domyślać." Szybko przeanalizowalem tą sytuację. I doszedlem do pewnego wniosku. Może bolała ją glowa! Nie, to chyba jednak nie to. A może ona...
    - Mam do ciebie jedno pytanie. - Powiedzialem szeptem, oeiewajac jej szyję cieplym oddechem. - Tylko nie uznaj mnie za wariata. Albo jakiegoś innego perwersa. - Zachichotalem cicho pod nosem. Zaraz jednak zrobilem się bardzo poważny. - Robilas już to kiedyś z kimś? -Zapytalem się jej ostrożnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Nie ma się czego wstydzić. To jest normalna rzecz. - Powiedzialrm do niej. Probowalem ja jakoś uspokoić. Calkiem dobrze pamietalem jak to było ze mną. Na całe szczęście mialem bardzo wyrozumialego partnera. Pocalowalem ją delikatnie w usta. - Postaram się być bardzo delikatny i ostrożny. - Jakie to było ironiczne. To mówił człowiek, który był katem. Ja- kat, który zabijałem innych ludzi. No, ale oni sami sobie na to zasluzyli. Nic na to nie moglem poradzić. - No, chyba, że nie chcesz. Możemy wtedy zaczekać na bardziej odpowiadający tobie moment. Wiedz, że nie chcę ciebie do niczego zmuszać. - Dalem jej możliwość wyboru. Bardzo jej pragnalem, ale też liczylem się z jej zdaniem. Nie chcialem przez jakąś głupotę jej stracić. Przytulilem ja do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Wedle życzenia moja pani. - Usmiechnalem się szeroko w jej kierunku. Zaczalem powoli ściągać jej biustobosz. Dłońmi masowalem i sciskalem piersi Claire. Calowalem ja w usta. Co jakiś czas mruczalem jej przyjemnie do ucha. Powolnym ruchem dłoni przesunalem się na jej krocze . Odpialem guzik od spodni dziewczyny. Po chwili sciagnalem je i rzucilem gdzieś za łóżko. Dłonią (a raczej palcami) zqczalem bawić się jej kobiecoscia. Wsluchiwalem się w jęki, ktore wydawala Claire. Niedługo potem wsadzilem w nią jeden z palców. Zaczalem nim poruszać w przód i w tył. Zaraz potem wsadzilem i drugi. Obserwowalem jej reakcje. Chyba była z tego zadowolona. Wyciagnalem z niej palce i zaczalem piescic językiem jej krocze. Po pewnym czasie uznałem, że jest już gotowa. Wyciagnalem z szuflady prezerwatywe. Pozbylem się swoich spodni i nalozylem ja na siebie.
    - Spróbuj się rozluznic bo inaczej może zabolec. - Szepnalem jej do ucha, a pi kilku sekundach wszedlem w nią tak najdelikatniej, jak tylko umiałem. Dalem jej chwilę, aby "przyzwycZaiła się" do tego, a po chwili zaczalem wykonywać regularne ruchy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Usmiechnalem się, kiedy zaczęła mi majstrowac przy rozporku. Tak, to było bardzo przyjemne. Jeknalem z rozkoszy nieco głośniej niż dotychczas. Poruszalem się w niej, starając się dac nam jak najlepszych doznań. Calowalem ją bardzo zachlannie . Dotknalem jej dłoni, a później splotlem nasze palce w przyjemnym uścisku. Rozkoszowalem się jej jekami. A te po pewnym czasie przybraly na sile. Z reszta tak samo jak i moje. I nie zwracalem już na nic uwagi. Liczylismy sir w tym momencie tylko my. Po jakimś czasie poczułem jak spełnienie kumuluje się w moim podbrzuszu. Ale najpierw chcialem zaspokoic ją . Aby ona pierwsza mogła poczuć tą przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kilka minut po niej, doszedlem i ja, głośno wykrzykujax jej imię. Później wyszedłem z Claire i poszedlem do łazienki, wyrzucajac zużyte zabezpieczenie. Po chwili wróciłem do blondynki i opadlem na nic łóżku tuż przy niej. Objalem ja ramieniem, a palcem musnalem jej policzek. Usmiechnalem się delikatnie do Claire. A zaraz po tym przykrylem nas kocem. W tym momencie uslyszalem pukanie do drzwi pokoju. Szybko poderwalem się z miejsca.
    - Matti, wszystko w porządku? - Uslyszalem głos Eunice- mojej siostry. Błyskawicznie ubralem się w spodnie. Znając ja to byłaby jeszcze gotowa tutaj wbić. A tego to ja raczej nie chcialem za żadne skarby świata.
    - Tak, tak. - Odpowiedzialem, otwierając drzwi. - U nas jest wszystko w jak najlepszym porządku. Film oglądamy. - Wymyslilem na poczekaniu. Eunice spojrzała się na mnie dziwnie.
    - Słyszałam jakieś krzyki i hałasu... Film powiadasz...- powiedziała to tak jakby nad czymś się zastanawiała. - To oglądajcie dalej. - Rzekła nieco głośniej. - Aha Matti... Masz spodnie założone tylem na przód. - Brunetka usmiechnela się znacząco do mnie i odeszła. Zrobilem się czerwony na twarzy. Zawstydzony tym wróciłem do Claire. Ona chyba też to słyszała co mówiła moja siostra.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Z nudów zacznę wątek dla Kosmy c:]

    Od 2 lat żyłem w tym swiecie. Swiecie bez nadziei na lepsZe jutro. Czułem jak z każdym dniem umieram. Nie, ja już umarlem. Wtedy, kiedy wystawili mnie na sprzedaż. Teraz jedynie egzystowalrm, próbując co rusz stąd uciec. Ale za każdym razem konczylo się tak samo. Już nawet nie pamiętam dnia, w którym by mnie ten stary pryk nie zgwałcił czy nie pobił. Kiedy dzisiaj znowu mial mnie rznac na kuchennym stole, modlilem się do Boga, aby coś mu przeszkodziło. A kiedy był już w trakcie to blagalem o śmierć. Krzyczalem i niemalze plakalem z bólu. Ale to napawalo go jakas ekscytacja. W końcu skończył, a raczej w momencie, gdy zobaczył zblizajacych się gości. Szybko się ubralem, wstydząc się samego siebie. Goście jeszcze przez chwilę rozmawiali o czymś ze służba. Ale kto wie czy tego wszystkiego nie słyszeli.
    Martin zaprosił gdzieś mężczyznę, a ja zostalem sam. Poobijany do granic możliwości i z bolacym i krwawiacym ciałem. Zauważyłem dziewczynę, która uśmiechała się i zblizala w moim kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jakze ja w duchu sir cieszylem, że Eunice nie weszla do środka. Ale sądzę, że domtslila się co tutaj się świeci. Nie była głupia kobieta i znała się na rzeczy. Dlatego też dziękowałem aniołów i wszystkim świętym w niebie, że po prostu sobie poszła.
    - Sądzę, że udała, że uwierzyła w tą bajeczke o filmie. Sor, ale ona przy mnie to weteran. Z calkiem niezłym stażem i doświadczeniem na dodatek. - Zasmialem się cicho pod nosem. - Fakt. Nawet nie zauważyłem, że je źle zalozylem. - Zaraz jednak je sciagnalem i nalozylem na siebie czerwone bokserki w samochodziki. No co? Bardzo je lubiłem. Położyłem się przy Claire. - Kocham cię wiesz? - Zapytalem się jej i objalem ją ramieniem.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Ale ze mnie niezdara. Chodź opiszemy to i wyślemy do "Chwili Dla Ciebie". A na koniec dopiszemy "Ale był ubaw", albo "Śmialiśmy się do rozpuku". - Zaśmiałem się cicho pod nosem. Taaa... Zdecydowanie teraz wolałem śmiać się cicho. Nie wiadomo co mogłoby jeszcze odwalić Eunice. A jeszcze nie daj Boże weszłaby do pokoju! Nie, lepiej śmiać się cicho. - Ha, wiadomo, że seksiaste. Dostałem je od Ephraima na osiemnastkę. Razem z karteczką, aby pomogły mi wyrwać jakąś super laskę. - Wybuchnąłem gromkim śmiechem. - Obyło się i bez tego. Ale przynajmniej są wygodne. - Powiedziałem. - I cieszę się, że ci się podobają. - Pocałowałem ją w usta. - Ja ciebie bardziej. - Smyrnąłem nosem o jej nos.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bałem się. Tak bardzo się bałem, że nie byłem w stanie nawet się poruszyć. A może to z tego bólu, który ogarnął moje ciało? Nie wiedziałem. Naprawdę nie wiedziałem. Chyba to wszystko odebrało mi zdolność logicznego myślenia. Tylko wpatrywałem się w nią przerażonymi piwnymi oczami. Pewnie przysłał on ją do mnie, aby jeszcze bardziej upodlić i zeszmacić. Nie mogłem nabrać się na ten niewinny uśmieszek. Powinienem stąd uciec. Ale dokąd i gdzie? Nie wiem. Nie wiem. Naprawdę nic nie wiem. Warga mi zadrżała, kiedy dziewczyna starła krew. Nie powinna mnie widzieć w takim stanie. Ona w ogóle nie powinna mnie widzieć. Co tu jest do groma jasnego grane? Nie chciałem, aby widziała jak bardzo jestem pobity i wyniszczony przez Martina. Z resztą chyba nawet by mi nikt nie uwierzył, gdybym powiedział, że on mi to zrobił. No bo jak to tak? Poważny, szanowany biznesmen, który jest "przykładnym obywatelem", mógłby dopuścić się takich rzeczy.
    Umknąłem szybko w pobliski kąt, kuląc się w sobie. Byłem jak płoche i dzikie zwierzątko. Zwierzątko, które zostało wyrwane ze swojego naturalnego środowiska i tresowane tak, aby przyzwyczaiło się do nowego otoczenia. Otworzyłem buzię, czując jak usta mi drżą. Z trudem łapałem oddech.
    - On... On mnie... - Nie potrafiłem złożyć zdania. - Zabierz mnie stąd. - Wyszeptałem. - On mi to wszystko robi. Te wszystkie złe rzeczy, o których inni nie wiedzą. - Głos mi się trząsł.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Sądzisz, że mają taką moc jak czerwone majtki na maturę? - Zapytalem żartobliwie. - To byłaby dosyć ciekawa teoria. - Udalem, że zastanawiam się nad tym. - Moglbym to opatentowac i w ogóle. Byłby calkiem niezły biznes. - Zachichotalem cicho, bawiąc się jej kosmykami włosów. Przytulilem ją bardziej do siebie, kiedy się na mnie ułożyła. W sumie to było calkiem przyjemne uczucie. Takie robienie za poduszkę dla ukochanej osoby.
    - Jak mi było? - Zapytalem. - Było nieziemsko dobrze. W pewnym momencie myslalem, że liznalem kosmos. Wybacz, ale nie jestem dobry w porownaniach. - Usmiechnalem się lekko w jej kierunku. - A tobie? Jak tobie było?

    OdpowiedzUsuń
  26. Dla mnie to wszystko było straszne. Nie umialem wyzbyć się tego strachu. To mnie wręcz paraliżowało. Odbierało zdolność do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Odebrało mi zdolność racjonalnego myślenia. Uruchomił się za to instynkt przetrwania. I chec ucieczki stąd. Gdzieś czułem powiew tej upragnionej wolności. Przecież kiedyś musi mi się udać.
    Spojrzalem na nią wystraszonym wzrokiem. Odkąd tylko pamiętam to ktoś o mnie decydował. Czy mi się to podobało czy też i nie. Nie mialem tutaj nic do powiedzenia. I tak od przeszło dwóch lat.
    - To nie przejdzie. - Odezwalem się w końcu. - On mnie cały czas pilnuje. A jak tylko próbuje uciec to mnie karze. Zawsze mnie karze. Nawet i bez powodu. Ale może teraz... Skoro jest zajęty czym innym. - Probowalem jakoś myśleć logicznie. - Może się udać. Czy Waszyngton jest daleko stąd? - Zapytalem. - Wybacz, ale nie pamiętam ostatnich siedemnastu lat... - Spuscilem głowę.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie bedzie takiej potrzeby. - Zasmialem się cicho pod nosem. - Ja już mam tą jedyną. Mam ciebie Claire. A to już jest dla mnie bardzo dużo. - Pogladzilem ją po policzku. - Do tej pory... Mimo iż otacza mnie wielu ludzi... Czułem się w pewien sposób samotny. Tak to właśnie jest, kiedy brak ci bratniej duszy. Możesz być kim tylko zechcesz, ale jeśli człowiek odczuwa samotność to szuka sobie odpowiedniej osoby. - Usmiechnalem się do niej. - Wiesz, że za wielkimi sukcesami mężczyzny stoi jeszcze wieksza kobieta? - Zapytalem, calujac ją w czoło. - Bądź dla mnie taką kobieta. Bądź dla mnie wszystkim. - Wyszeptalem jej prosto do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  28. Odsunąłem się gwałtownie, kiedy dotknęła mojego ramienia. Nie lubiłem, kiedy ktoś mnie dotykał. Przez to wszystko brzydziłem się nie tylko siebie, ale też i innych. Brzydziłem się, kiedy ktoś mnie dotykał... Kiedy ktoś powiedział coś pokroju "ale z ciebie piękny chłopiec". Od razu wietrzyłem w tym jakiś zły zamiar. Ale cóż mi się dziwić... Sami mnie do tego przyzwyczaili. To przez nich miałem taki, a nie inny, tok myślenia. Myśleli, że wszystko im wolno. Ale święcie wierzyłem, że kiedyś Bóg odda mi sprawiedliwość.
    Raczej niczym nie ryzykowałem, kiedy wyszedłem ukradkiem z willi. Coś nawet łatwo mi poszło. Aż za łatwo. Znając życie to był gdzieś jakiś haczyk. Ale w tej chwili tym się nie przejmowałem. Teraz jedynie czekałem ukryty w samochodzie na dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Czasami człowiek czuje się samotny będąc w tłumie. To chyba jest najgorsze. Masz tyle osób wokół siebie... I ani jednej, która wydaje ci się być bliska. - Spojrzalem na nią uważnie. - Tak samo jak poszukiwacz odnalazł swój skarb, tak ja odnalazlem ciebie Claire. - Usmiechnalem się do niej szeroko. - Chcę Claire i wiedz, że bez względu na wszystko będę chcial. Bo ja potrzebuje ciebie. Jesteś moim zyciem. - Pocalowalem ją. W tym momencie zadzwonil do mnie telefon.
    - Yhym... Jasne... Zaraz będę. - Powiedzialem. Po chwili zwrocilem się do blondynki. - Wybacz Claire, ale mój wujek potrzebuje mojej pomocy. - Zaczalem pospiesznie się ubierać. - Wrócę za jakas godzinę. - Poslalem jej przepraszajacy uśmiech. Ale nie mialem wyboru. Musialem tam jechać, bo później nie chcialem mieć rozmowy z naczelniczka. Mimo, że była dla mnie jak ciotka to jednak, kiedy trzeba było to potrafiła się rozedrzec jak te stare kalesony.

    OdpowiedzUsuń
  30. Z każda sekunda mój niepokój narastał. Czy to może się udać? Mogło, ale Musialem wierzyć w siebie. Tylko, że już tyle razy ponosilem porażkę, że szkoda o tym gadać. Dlatego też wolalem nie zakladac nic konkretnego. Jakby nie patrzą już troche mi się udało. Nikt mnie nie złapał przy opuszczaniu willi. Mały sukces już był. Teraz tylko Musialem doprowadzić to jakoś do końca. Taki był mój cel. Tylko czy moglem jej zaufać?
    - Nie wiem skąd ten Waszyngton, ale kojarzy mi się dobrze. Sam nie wiem dlaczego. - Stwierdzilem, drapiac się lekko w tył glowy. - Wydaje mi się, że coś tam musi być, skoro tak bardzo ciągnie mnie do tego miasta. Nie mam raczej tutaj nikogo, kto mógłby mi pomoc w jakikolwiek sposób. - Rzekłem do niej. - Jestem Kosma Kilian. - Przedstawiłem się. - Ostatnio znalazlem numer gazety sprzed dwóch lat, gdzie napisali, że nie żyje. Ale nie mogli znaleźć mojego ciała. Prawdopodobnie zginalem w wypadku samochodowym. Ale to nie jest prawda. Oni mnie porwali i oddali jemu... - Głos mi się załamał. - A ty jak się nazywasz? - Zapytalem, zmieniając tym samym temat rozmowy. - Dlaczego mi pomagasz? - Przenioslem na nią swój wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Wybacz mi Claire, ale to wyższa konieczność. - Powiedzialrm do niej. - Niestety nie mogę tego odłożyć. Biedakówi padł akumulator w drodze. A zostawić go samego z tym to też jest strach. - Usmiechnalem się lekko do niej. Niestety nie moglem przewidzieć wszystkiego. Tym bardziej tego, czy któras z ofiar nie bedzie chciała przypadkiem wywinac nam jakiegoś numeru. A ta niestety chciała. Nieładnie, ale to wyższa bardzo nieładnie. - Postaram się wrócić do ciebie jak najszybciej. I nie martw się o mnie. Dam sobie radę. - Nalozylem na siebie marynarkę. Niestety z jej kieszeni wypadł magazynek z nabojami.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Leżała akurat pod ręką. - Odpowiedzialem tak jak gdyby nigdy nic się nie stalo. - No, akumulator mu padł. - Dodalem zaraz po chwili. - Takie rzeczy się zdarzają. - Probowalem jakoś ratować sytuację. - Mam to od mojego, świętej pamięci ojca. - Powiedzialem zgodnie z prawdą. - Noszę to dla własnego bezpieczeństwa. Dobrze oboje wiemy co się dzieje w mieście. - Spojrzalem na nią uważnie. - Nic się nie dzieje Claire. Wszystko jest w porządku. I nie martw się. Mam na to pozwolenie. - Usmiechnalem się lekko w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Wiem o tym doskonale, ale w przypadkowym starciu też chcę mieć jakieś szanse na przeżycie. - Odpowiedzialem dziewczynie spokojnym głosem. - Wszyscy się ich boją mała, ale jeżeli ludzie w końcu im się postawią to może przestaliny się tak panoszyc. - Chyba sam nie wierzyłem w to co mówię. No, ale Musialem ja w jakiś sposób uspokoić. Nawet jeżeli wypowiadałem się między innymi na temat rodziny. - Naprawdę muszę. Nie chcę znaleźć gdzieś w poblizu Miami zwłok mojego wujka. Tylko dlatego że komuś mogłoby się nie spodobać to że stoi na awaryjnych na poboczu. - Powiedzialem pół- Żartem, pół- serio. - Nie, nie. Zostań tutaj. Przynajmniej o ciebie nie będę musial się martwić. - Zalozylem bury na nogi. - I spokojną twoja rozczochrana. Obiecuje ci że wrócę żywy. I na dodatek w jednym kawałku. - Ucalowalem ją w czoło.

    OdpowiedzUsuń
  34. - To jAk się nazywam wiedziałem już w momencie, gdy siwe u nich ocknalem. Zanim zabrali mi wszystkie dokumenty to raczyli mi o tym powiedzieć. - Skrzywolem się z ogromnym obrzydzeniem, ktore wymalowalo się na mojej twarzy. - Coś się stalo? - Zapytalem się jej, kiedy przymknela oczy. Wygladalo to tak boleśnie. - Dziękuje ci za to ile dla mnie robisz. Nie jesteś jak tamci ludzie. Tam nikt mi nie pomógł. - Spuściłem wzrok i momentalnie Zrobilem się czerwony na twarzy, gdy powiedziała, że widziała i słyszała co działo się w kuchni. - Boję się, że Martin i ci ludzie z The Cross... Jeśli się o tym dowiedzą... Mogą ci Zrobić jakas krzywdę. Nie jestem pewien czy powinna.s się tak dla mnie poświęcać. Tym bardziej, że jestem slave ciebie kims zupełnie obcym. - Powiedzialem cicho nadal nie podnosząc wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  35. - No dobrze, już dobrze. - Usmiechnalem się lekko w jej kierunku. Na całe szczęście lyknela to. No, ale mało brakowało, aby się to wydało. Nie chcialem jej w to mieszać. Jeszcze nie w tym momencie. Ale kiedyś przyjdzie taki czas, gdy będę musial z nią o tym porozmawiać. I przypuszczalem, że raczej to nie bedzie przyjemna rozmowa. Tym bardziej, że miała uraz do mafii. A to wcale niczego mi nie ulatwialo. - Dlatego też mówię ci, że wrócę. No, a teraz lecę po wujka. Pewnie się denerwuje, że musi tam tak stać. - Postaram się wrócić jak najszybciej. A ty postaraj się zasnąć i odpocząć. W razie czego to obudze ciebie, gdy wejdę so pokoju. - Puscilem do niej oczko i wyruszyłem w drogę. Mialem tylko nadzieję, że Claire nie bedzie nikogo pytać o te magazynki. A już nie daj Boże Eunice. Moja siostra nie umiała kłamać. Niestety.
    Sprawa z ofiara Petera rozstrzygnela się dosyć szybko. Wyciagnalem z członka Krzyży dużo istotnych dla nas informacji. A później go zabilem. No cóż... Nie mógł wyjść stąd żywy. Obaj wyszliśmy z magazynu.
    - Coś długo ci zajęło dojechać tutaj. - Powiedział Peter.
    - Musialem wymyślić coś, aby Claire mnie spokojnie puściła. - Wyjasnilem mu.
    - Claire... No tak, coś wspominales mi o niej. W końcu udało ci się ją poderwać.
    - To nie jest dziewczyna na podryw wujku, więc licz się ze słowami. - Powiedzialrm. Zmarszczylem brwi, słysząc jakiś szelest nieopodal. Podszedłem zobaczyć co to takiego może być.

    [Może to bedzie Claire, która tam się jakoś dostala i to widziała?]

    OdpowiedzUsuń
  36. - Klamiesz. - Stwierdzilem nieco pewniejszym tonem głosu. - Pomogłas mi. Gdyby nie ty to pewnie już znowu tkwilbym w ciemnej, zimnej i ciasnej piwnicy. Znowu o chlebie i wodzie. - Powiedzialem smutno. - Zastanawiam się za co tak w życiu obrywam... On? Przypuszczam, że tak. Chyba sprowadza od nich narkotyki i mnie od nich kupił. Jak jakas rzecz. W ich języku osoby takie jak ja są określane mianem zabawek. - Pociagnalem żałośnie nosem. - Mają prawo z nami robić to co tylko chcą... Nie, tylko nie hotel. Szybko mnie tam znajdą. Ci z hoteli informuja ich. Może jakieś opuszczone coś? - Zaproponowalem.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Zapomnialam o tym xD zostajemy przy pierwotnym planie.]



    Poszedlem sprawdzic co tam było. To nic takiego. Jedynie jakiś zajac. Chyba nawet odetchnalem z ulga. Nawet nie chcialem myśleć co to by było, gdyby to był człowiek. A w sumie to co mi tam. Bym go po prostu trachnal. Bo co niektórzy nie powinni wiedziec o pewnych rzeczach.
    - To nic takiego. - Poinformowalem Petera. - Dawaj swój Samochod do holowania.
    Peter spojrzal się na mnie dziwnie.
    - Powiedzialem Claire że akumulator ci padł i że po ciebie pojechałem, bo stoisz na poboczu.
    - Rozumiem. - Odparł. Po chwili wracalismy do mojego domu.
    ***
    Sciagnalem marynarke i poszedlem do łóżka.
    - Kochanie już jestem. - Cmoknalem ją w policzek i postawilem przed ni czekoladki. No co? Po drodze zajechalem na stacje benzynową.

    OdpowiedzUsuń
  38. - Wierze, że sprawiedliwość ich dopadnie. Wiesz... Pan Bóg nie rychliw, ale za to sprawiedliwy. - Uśmiechnął się lekko w jej kierunku. - Mam nadzieję, że w najbliższym czasie to wszystko im pieprznie. - Stwierdzilem z przekasem w głosie. - W sumie to na każdego kozaka zawsze znajdzie się większy kozak. Jeszcze przyjdzie kryska na Matyska. Jak to ktoś mawiał... Nawet i hotele, szpitale... O policji nawet nie wspominając... - Westchnalem ciężko. - To chyba jest dość dobry pomysl. - Zadtanowilem się przez krótką chwilę. W sumie to nie mialem niczego innego do wyboru. - Chcesz to wiedziec? - Zapytalem nieciekawa niepewnie. - Pokaże ci to. - Sciagnalem koszulkę, ukazując jej całe posiniaczonr i poranione ciało wraz z pajeczynami z blizn.
    // Kosma

    - Dobrze, że się zdrzemnelas. Dobrze ci to zrobiło. - Usmiechnalem się lekko do niej. - A już tam.od razu utuczyc... Kochanej ciałka nigdy za wiele. Słyszałas o tym? - Zapytalem żartobliwie. - Nidy ma za co słoneczko ty moje kochane. - Rozebralem się do samych vokserek i polozylem się obok niej tworząc tak zwana "lyzeczke". - A wszystko dobrze. Przyholowalem ich tutaj. Akumulator już mu podlaczylem do ładowania. Z rana wszystko bedzie cacy. - Ziewnalrm i wtulilem się w nią.
    // Matti

    OdpowiedzUsuń
  39. - W sumie to dobrze. - Mruknąłem sennie. - Ja też ciebie kocham taką jaką jesteś. - Powoli zasynałem. Jeżeli chodziło o mnie to ja raczej byłem wszystkożerny. I mięsiwo wcinałem, i owoce, i warzywa. A nie. Cebuli i pomidorów oraz pora nie znosiłem. Ale to tylko tyle z tego co nie jadłem. A słodycze to pochłaniałem tonami niczym odkurzacz. A później sobie to wszystko spalałem, ćwicząc na siłowni. Czym skórka za młodu nasiąknie i te inne sprawy. - Tak, tak. Myślałem, że na śmierć się zajęczy. - Powoli odpływałem. - I też się cieszę, że już wróciłem. I mam nadzieję, że do rana nikt nas nie wyciągnie z łóżka. Jest mi bardzo wygodnie tutaj. - Powiedziałem cicho. - A teraz chodźmy już spać, bo jestem troszeczkę padnięty. - Zaproponowałem jej, obejmując ją w pasie.

    OdpowiedzUsuń
  40. - Być może i tak, ale... Może tamci będą mieli inne priorytety... - Zacząłem się zastanawiać nad tym. - Wybacz, ale nie pamiętam ostatnich siedemnastu lat mojego egzystowania i trudno mi jest mieć zdanie na sporo tematów. Być może kiedyś miałem na nie swój pogląd, ale akurat tego nie pamiętam. Jakby nie patrzeć to moje życie skłąda się z dwóch ubiegłych lat i bardzo niewyraźnych przebyłsków z tamtego poprzedniego życia. - Stwierdziłem. - Taa... Dla chcącego nie ma nic, bo ci co mają to się nie dzielą. A mniejsi nie będą czekać. W końcu zaczną sami brać. Aż urosną w siłę. Kiedy ludzie czują ucisk zaczynają się buntować. A kiedy zaczynają się buntować to czekają na moment, kiedy w systemie zaczną robić się uszczerbki. A kiedy takie powstaną... Ludzie zrobią rewolucję. - Powiedziałem. Spuściłem wzrok widząc jej wyraz twarzy. - Tak to mniej więcej wygląda. - Stwierdziłem. - Tak to wygląda z zewnątrz. Boję się i chyba raczej wolę nie wiedzieć jak to może wyglądać w środku. - Dodałem po krótkiej chwili. - Nie lubię, kiedy mnie ktoś dotyka. Ale postaram się przez chwilę posiedzieć w spokoju. - Chyba na tyle to jej mogłem zaufać...

    OdpowiedzUsuń
  41. Niemal momentalnie zasnąłem. No, ale nie było się czemu dziwić. Przecie byłem totalnie tym wszystkim wykończony. Tyle przygód jak na jedną noc to dla mnie zdecydowanie za dużo. Chyba wolę jak wszystko jest zaplanowane. Dokładnie, wszyściutko po kolei. No, ale z drugiej strony to ja raczej nie mogłem na to narzekać.
    Przez sen objąłem ją jeszcze bardziej. Coś cicho zacząłem mamrotać pod nosem. Coś w rodzaju: "Zostań moją żoną, matką moich dzieci i babką moich wnuków".
    W końcu się obudziłem. Zdziwiłem się, kiedy Claire już nie spała. Tylko wpatrywała się we mnie.
    - Coś się stało? - Zapytałem zaspanym głosem, ziewając.

    OdpowiedzUsuń
  42. Kątem oka spojrzalem na zegarek, który wisiał na ścianie. Była już raczej pozna pora. Po krótkiej analizie uznałem, że nie warto iść dzisiaj do szkoły. Poza tym i tak nie wiem czy bym się nie urwał z ostatniej godziny.
    - Póki co to na razie zostajemy tutaj. Moja mama później skrobnie jakieś usprawiedliwienie czy coś. -Stwierdzilem. - Ja to Powiedzialem na głos? - Zapytalem. Auc,że tak się wyraze. - To jest bardzo realna propozycja. -Zachichotalem cicho. - Pamietasz, że wieczorem idziemy na koncert?

    OdpowiedzUsuń
  43. - Wiesz, chciałbym aby tak było. Ciężko jest żyć bez wspomnień. Nie wiedzieć kim się było. Co się lubiło... Ciężko jest nie wiedzieć jacy ludzie przedtem byli wokół ciebie. Szkoda tylko, że tych złych raczej nie wymarzę. Nie wyblakną i nie znikną. To sprawi, że będę nadal bał się ludzi. Będę musiał się z nimi oswajać. Poznawać ich na nowo. Ich gesty, słowa, czy też zachowania. Będę musiał ich w jakiś sposób rozumieć, ale nie wiem czy to nadrobię kiedykolwiek w życiu. W tym momencie jestem na takim etapie, że boję się własnego cienia... A co dopiero mam powiedzieć o ludziach. Będę ciągle na nich patrzył przez pryzmat tego, że każdy kto na mnie chociażby spojrzy to będzie chciał mnie skrzywdzić... - Westchnąłem cicho. - Kiedyś tak się stanie, że ludzie zrobią rewolucję. Rewolucja nie powstaje wtedy kiedy związek, państwo czy organizacja są silne i stoją twardo na nogach. Rewolucje powstają wtedy, gdy to zaczyna mieć jakieś wahania. Kiedy to wszystko staje się niestabilne. Na takie bunty się czeka. Czasami nawet i długo, ale czasami nawet i warto. - Spojrzałem na nią uważnie. - Przy każdej rewolucji organy państwowe były przeciwko zwykłym obywatelom... - Uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku. - Tylko proszę cię nie schodź za nisko. Mogę mieć niekontrolowane odruchy... - Ostrzegałem ją.

    OdpowiedzUsuń
  44. - A broń cię... to znaczy mnie, Boże! Żadnej innej oprócz ciebie nie mam. Ty jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. No, chyba, że doliczając do tego moją mamę i siostrę. Ale tak to tylko ty. - Powiedziałem, uśmiechając się szeroko w jej kierunku. - Tak, tak. Na dzieci i wnuki przyjdzie jeszcze pora. Na razie musimy sobą się zająć. - Pocałowałem ją namiętnie w usta. - To ty mi się śniłaś. A tak dokładniej to moment, kiedy ci się oświadczałem. Ale nie doczekałem się odpowiedzi, bo coś mnie obudziło. - Teatralnie pociągnąłem smutno nosem. - Mam te bilety. Leżą w mojej szafce. Pod bielizną. Wiesz, takie najbezpieczniejsze miejsce w domu przed wścibskimi kobietami. - Puściłem do niej oczko. A po chwili zaśmiałem się. - Gdyby twoi rodzice pytali się, gdzie byłaś na noc to śmiało możesz powiedzieć, że u mnie. - Cmoknąłem ją w czoło.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Nie, nie. To na pewno nie przez ciebie się obudzilem. - Poslalem jej delikatny uśmiech. - Coś mnie uklulo w bok. - Stwierdzilem. - I już nawet wiem co. - Podnioslem pilot od telewizora. - No,'wcale się nie dziwię temu, że coś mi się niemalze wbijalo w ciało. - Zachichotalem. Czasami dziwilem się sam sobie, że moglem normalnie spać. Ale to już chyba była kwestia przyzwyczajenia. Owszem, na początku mialem koszmary po unicestwieniach wrogów. Zdarzały się noce, kiedy budzilem się z wrzaskiem i cały zlany potem. Ale to już jakoś minęło. Dosyć szybko jak na mnie. Pół roku. To nie jest dużo.
    - Wiesz... Sporo bym dał, aby mój ojciec żył. Kochalem go. Mimo iż czasami był dziwny i robił mi kazania. Brakuje mi go. I żałuję czasami wypowiedzianych w koniach słów. Ale na to jest już za późno. Teraz jedyne co mogę dla niego zrobić to pamiętać o nim. Twoi rodzice nie doceniaja tego co mają... Szkoda. Bo dopiero po jakiejś tragedii ludziom otwierają się oczy.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Taa... Być może. - Stwierdziłem. Z ojcem moje relacje były dość specyficzne. A to ze względu na to, że żyliśmy w takim świecie, a nie innym. Nauczył mnie wielu przydatnych rzeczy. Nauczył mnie teoretycznie jak przetrwać. Nawet jeżeli wiązało się to z zabiciem wroga. No bo jeśli ja go nie trachnę, to on trachnie mnie. Niestety, coś za coś. - Wiesz... Wydaje mi się, że Letty żyje. I także staram się pomóc ją odnaleźć. Nie jest to łatwe, ale zawsze coś. - Uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku. - Zawsze to o parę rąk więcej do pomocy. - Musnąłem ją w czoło. - Jeżeli chcesz o tym pogadać, nie ma sprawy. Chętnie ciebie wysłucham.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Policja nie robi nic, bo nikogo nie złapała za rękę. Nie chce się babrac w tym wszystkim. To są grube ryby. Ale myślę, że twoja siostra żyje. I że kiedyś się odejdzie. - Usmiechnalem się lekko do niej. "Kto wie czy nie szybciej". - Przemknelo mi przez myśl. - Tam, gdzie prawo i sądy są słabe tam wpływy przejmuje mafia. - Odpowiedzialem. Coś w tym było. - Wydaje mi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. - Staralem się być teraz neutralny.

    OdpowiedzUsuń
  48. To co mówiła to się tyczylo także i mnie. Niestety nic na to nie moglem poradzić. Wiez mnie konkretnie ograniczały. Wszyscy cierpielismy przez to kim byliśmy.
    - Najwidoczniej można tak żyć. I patrzec na siebie w lustrze. Bo czasami nikt nie pozostawia możliwości wyboru. Ale fakt faktem to co robią... Nie jest czasami od nich zależne. - Stwierdzilem. - Może poproszę mamę, aby zrobiła nam śniadanie? - Zmienilem temat. - Nie wieńcu jak ty ale ja nie mogę się doczekać tego koncertu. - Usmiechnalem się szeroko w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Wtedy bym o was zawalczyl i nie dał im was skrzywdzić. Nawet jeżeli musialbym ich zabić. - Odpowiedzialem. - Nie ma mnie za często w domu i lubi mi gotować. Kiedyś robiła to dla taty. Teraz chyba przerzucila się na mnie zachichotalem. I nie martw się niczym. Mama jest już chyba do takich odglosow przyzwyczajona. Wiesz, jakby nie patrzec to mieszka razem pod dachem z dosyć młodym małżeństwem. - Staralem się ją jakoś pocieszyć.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Lepiej późno niż wcale i tak dalej. Witam się.
    Widzę dziewczyna Mattiego, młoda Francuzeczka i jeszcze po włosku mówi. No, no.
    Owocnych wątków życzę.]

    Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  51. [A dziękuję :) Nie wczułam się jakoś w Diego, dlatego jest Sheila :)]

    OdpowiedzUsuń
  52. - Dlatego też wiesz, że przy mnie możesz czuć się w miarę bezpiecznie. I że przybede ci na pomoc zawsze. Nawet gdybym mial ciebie szukać na końcu świata. - Usmiechnalem się szeroko w jej kierunku. Nie były to słowa rzucane na wiatr. Zawsze troszczylem się i dbalem o tych, na których mi bardzo zależało. A była to rodzina i moi przyjaciele. - Wiesz... Mama raczej nie ma nic przecieko temu. - Puscilem do niej oczko. - Zaraz do niej napisze esa, bo nie chce mi się wychodzić z łóżka. - Przyciagnalem ją bliżej siebie. Bylem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Po chwili siegnalem po telefon i napisalem wiadomość do mojej matuli.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Nie wiem... Nic o nich nie pamiętam. Nie wiem nawet jak wyglądają... Więc jak ich odnajdę? - Zapytałem się jej nieco bezradnie. - Ten, kto tego nie przeżył... Nie może mi współczuć. Musiałby przeżyć to samo... Ale ja tego nikomu nie życzę. To zbyt okropne, aby to miała przechodzić kolejna osoba. Ale wiem, że nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim, z którym tak oni postępują. Nie wiem czy przestanę się bać. To wszystko sprawia, że coraz bardziej wariuję i popadam w obłęd. - Spojrzałem na nią bardzo uważnie. - Zawsze są potrzebne pionki, które pójdą na stracenie. Nie ma w tym żadnych wyjątków od reguły. Każdy z nas chce być pierwszym, który czegoś dokona, ale nikt nie chce upaść... Nikt nie chce umrzeć. - Schyliłem lekko głowę. Skinąlem lekko głową, gdy wychodziła.
    - To gdzie teraz jedziemy? - Zapytałem, kiedy wróciła z zakupami do samochodu.

    OdpowiedzUsuń
  54. - Nie martw się o to. - Zasmialem się cicho pod nosem. - - Moja mama umie puka do drzwi. W przeciwieństwie do mojej siostry. Ta lubi sobie dosyć często- gęsto wbijac do mnie bez pukania. Uwierz mi, to jest naprawdę bardzo upierdliwe. - Skrzywilem się lekko na samo wspomnienie. - No, ale wtedy przynajmnirj wiem, że ona żyje. Czasami potrafi unikać mnie przez kilka dni. - Odebralem dzwoniacy telefon. - Mama się pyta co chcemy na śniadanie. Czy mogą być tosty, jajecznica z kiełbasa i herbata? - Zapytalem się blondynki.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Myślę, że ludzie potrzebują tylko trochę czasu. Aby w końcu naprawdę przejrzeli na oczy. Dopóki im to nie przeszkadza to nie będą uważali, że to złe. Ale coraz więcej ludzi jest z tego stanu rzeczy bardzo niezadowolona. Wcale im się nie dziwię. Z dnia na dzień kogoś tracą tylko przez to, że mafia kręci interesy na zaginionych. - Stwierdziłem. - Ale przyjdzie kryska na Matyska. Wspomnisz moje słowo. - Uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku. A raczej mój "uśmiech" przypominał jakiegoś rodzaju grymas. Nie miałem zbyt często okazji, aby się uśmiechać. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłem. Chyba dosyć dawno temu. No, jakby nie patrzeć to nie miałem ku temu zbyt wielkich powodów. - Ach, no tak. Wybacz... Zapomniałem. - Stwierdziłem po krótkiej chwili. - Oni pewnie myślą, że nie żyję. Że zginąłem w tamtym wypadku samochodowym. Boję się, jakby mogli na to zareagować. W końcu gdyby ktoś przeżył własną śmierć to by chyba od razu poinformował swoich bliskich, że żyje i ma się całkiem dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  56. - Wiem, że to by w zupełności wystarczyło. Ale jest jeden, malutki w tym szkopuł. Za często gubię klucze. I jakoś wizja utknięcia gdziekolwiek... Jakoś mnie nie satysfakcjonuje. - Posłałem jej ciepły uśmiech. - Ona jest mistrzynią w tym fachu. Jak i w tym swoim lekarskim. - Zaśmiałem się cicho. - Moja mama była kiedyś pediatrą. - Zdradziłem jej. - Ale musiała przejść na emeryturę. Tylko nie mów jej, że tobie o tym powiedziałem. Ona nadal uważa, że mogłaby wykonywać swój zawód. - Puściłem w jej kierunku oczko. - Dobra. Może spotkamy się od razu na miejscu. Co ty na to? - Zapytałem. Miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia przed koncertem.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Ale to się zdarza czy zamykam z zewnątrz czy wewnątrz. Dlatego wolę nie zamykać ich wcale. Wyobraź sobie, że abym przedostał się do kuchni musiałbym wyjść balkonem. Wtedy sąsiedzi mogliby zachodzić w głowę czemu wychodzę tak z domu. - Zaśmiałem się cicho pod nosem. - Nie, nie. To nie wchodzi w rachubę. O, ale za to mogę wstawić zasuwkę. To zawsze też jest już jakieś praktyczne rozwiązanie, co nie? - Zapytałem się ni to siebie, ni to jej. - Tak, była. Przez całkiem spory okres czasu. - Stwierdziłem. - Nawet jakieś książki o medycynie wydała. Ale ja tym za bardzo się nie interesuję. Ale Eunice poszła tak jakby w jej ślady. Została chirurgiem. - Uśmiechnąłem się, będąc z niej dumny. - Prokuratorem? Jeśli by cię nikt nie kupił, to czemu nie. - Stwierdziłem. - Będę odbierał. A teraz idziemy na śniadanie, bo już mi kiszki zaczynają marsza grać. - Wstałem i powoli zacząłem się ubierać. Nie wypadało tak półnago paradować przy innych. Nawet jeżeli to byli tak zwani "Sami swoi". Po kilku minutach zeszliśmy na posiłek. W kuchni siedziała mama i Peter.
    - I jak film? Podobał wam się? - Zapytała mama. Czyli już wiedziała. Eunice to cholerna plotkara!
    - Był bardzo interesujący. Żałujcie, że nie mieliście okazji go oglądać. - Udałem kompletnie głupiego. - A tak poza tym to cześć wujku. - Przywitałem się. A później przedstawiłem go dla Claire. I na odwrót. Bo ja to kulturalny chłopak byłem. Tego to nikt mi nie mógł zarzucić.

    OdpowiedzUsuń
  58. - O tak zdecydowanie. Ale nie mam czasu, aby jej przymocowac. Dlatego też jest jak jest. No i na razie musimy się z tego cieszyć. - Usmiechnalem się lekko do niej. Mama nałożyła nam na talerze śniadanie.
    - Akumulator chyba już się naladowal. I nie, nie czekalem na niego aż tak znowu długo. Swego czasu na jego ojca trzeba było czekać dłużej. Spryt to ty chyba po matuli swojej odziedziczyles. - Zasmialem się Peter. - No, na mnie już pora. Trzymajcie się dzieciaki. - Wyszedł.
    - No. Powiedzcie mi czy te wasze "Avangersy" to dobry film? Bo może zabiorą Jeremiego na dzień dziecka do kina. - Powiedziała moja mama. A ja aż zakrztusilem się jajecznica.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zastanawialem się, kiedy ona w końcu skończy. Nie musiała w taki akurat sposób afiszowac, że wie co między mną a Claire zaszło w nocy. Babcią póki co to nie zostanie. Chyba powinna się cieszyć z tego powodu. Chociaż z drugiej strony to kto ją tam wie. W końcu odkrztusilem się. Na całe moje szczęście. Wdzięcznym wzrokiem spojrzalem na blondynke.
    - No, slyszalam coś o tym niespodziewanych zwrotach akcji. Aż was normalnie chyba z nóg scielo. - Zachichotala cicho pod nosem.
    - Mamo... - Warknalem cicho przez zeby. - Możesz iść sprawdzic czy ciebie nie ma przypadkiem w twoim pokoju? - Zapytalem się jej.
    - Nie. Ale za to mogę pójść do ogrodu. Pozmywasz po śniadaniu. I nie ma że nie. I Claire na pewno ciebie w tym nie wyręczy. Dzisiaj damy odpoczywaja. - Nie dała mi dojść do słowa. - Aha. Zmywarka się zepsuła, więc pozmywasz ręcznie. A tak po za tym to co mam powiedzieć twojemu wychowawcy, kiedy zadzwoni i zapyta się mnie czemu ciebie dzisiaj nie było w szkole?
    - Wymyslisz coś. Znasz przecież te różne choroby...
    - Dobrze. Powiem mu w takim razie, że dostałeś rozwolnienoa. - Zgromilem ją wzrokiem. - Zartowalam. Infekcja gardła może być?
    - Mamusiu jesteś cudowna. - Przytulilem się do niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Przed. A można też zrobić tak, że może Claire bd miała ciazowe objawy? Ale później się okaże, że to nie to.]

      Usuń
  60. Na szczęście moja mama już sobie poszła z kuchni. Na ten moment przestanie nas męczyć. Usmiechnalem się szeroko w kierunku Claire. Każda pomoc mi się przyda. Przynajmniej w kuchni. Bo jak mnie się wpusza do roboty w kuchni... To potem istna Hiroshima pozostaje.- Zasmialem się cicho. Sprzątanie po jakimś czasie zakończyliśmy. Co raz bliżej było do koncertu. Pozegnalem się z Claire po czym zniknela gdzieś za drzwiami swojego domu.

    OdpowiedzUsuń
  61. W drodze powrotnej zajechałem jeszcze do Ephraima. Mieliśmy dostarczyć coś pewnej kobiecie. W sumie to nie wnikałem w to co to było. Ale najwidoczniej coś ważnego, skoro tak nas pospieszali. Czasami miałem tego kompletnie dosyć. Czasami chciałem trochę zwolnić tempo, ale nikt nie dawał mi takiej możliwości. W końcu byłem synem Michaela- króla tortur w Bertone. To wysoko postawiona poprzeczka.
    Po pewnym czzasie urwałem się. Oni wiedzieli, że idę na koncert z Claire. I dlatego mnie nie zatrzymywali już dłużej. Ogarnąłem się, przebrałem, wsiadłem do swojego pięknego, czerwonego Chevroleta Impali z 1967 roku i miałem zamiar pojechać na stadion, gdzie miał się odbyć ów koncert.
    Na skrzyżowaniu odebrałem telefon. Te chamy niemyte śmieli ruszyć moją Claire. Klnąłem głośno i siarczyście. Odgrażałem się ile tylko mogłem. I wbrew pozorom nie były to słowa rzucane na wiatr. Zawsze dotrzymywałem danego słowa. Zadzwoniłem do Petera, a ten od razu zorganizował ekipę ratowniczą dla Claire. Odszukanie miejsca, w którym przebywała też nie należało do najtrudniejszych. Po prostu namierzyliśmy ich za pomocą programu szpiegującego, który kiedyś zainstalowałem dla niej w telefonie. Jak widać to się przydało.
    - Pewnie tamci wychodzą z założenia, że może nam to trochę zająć. - Peter spojrzał na obraz satelitarny budynku. - Obstawimy wejścia i drogi. Ian pójdzie na dach. Ephraim zabierzesz chłopaków aby odcięli im drogę. Ja zajmę się obstawieniem drzwi. Matti, zapewne on będzie chciał żebyś zjawił się sam. Wejdziesz szybem z dachu. My będziemy ciebie asekurować.
    Skinąłem głową, po czym wyruszyliśmy w drogę. Założyłem swój garnitur. Niech skurwysyn wie, że nie zabija go byle łachmyta z ulicy. Odebrałem kolejny telefon od tamtego gościa.
    - Mam nadzieję, że jesteś sam. Inaczej wtedy ją wyślemy do jakiegoś niewyżytego seksualnie pana, który zapłaci nam za nią ładny hajs. - Usłyszałem głos w słuchawce.
    -Tylko ją tkniesz, a obiecuję ci. Poślę ciebie i twoich kumpli do samego piekła. - Wycedziłem wściekle przez zęby.
    - Za dwie godziny w opuszczonej fabryce przy wyjeździe z miasta. Ty i ja. Zrobimy wymianę. Dziewczyna za ciebie. Co ty na to?
    - Przystaję na ten warunek. - Miałem już bowiem w głowie pewien plan.
    - Słyszałaś?! - Typek wrzasnął do Claire. - Te Leitnery to jednak mają gest. Wymieni się za ciebie. Oh, jakież to romantyczne!

    OdpowiedzUsuń
  62. Mialem plan. Nawet calkiem dobry. Tylko trzeba było to dobrze rozegrać. Omowilem to z reszta. Niechętnie, bo niechętnie, ale zgodzili się. Im też nie udmiechalo się, abym wszedł tam sam. Ale to musiało się udać. Nie zakladalem innej opcji. Pewnie po tym wszystkim Claire nie bedzie chciała mnie znać... Ale przynajmnirj zostanie ocalona. Coś za coś. Chłopak według założeń mojego planu rozstawili się na pozycjach. Wszyscy w tyle za mną. Ukryci tak, aby wygladalo na to, że przybylem tutaj sam. Zatrzymalem się swoją Impala przy fabryce. Szybciej niż się umawialem. Wszedlem z hukiem. Bo niecodziennei uczestniczy się w ucieczce, gdzie do ciebie strzelają. Oberwalem kulke w ramie. Krew zalała mi rękaw. Szlag by to trafił. Ale zabilem ich. Wszedlem tam, gdzie uwieziona była Claire.
    - W końcu jesteś. - Odezwal się mężczyzna. - Nie wiem czy mnie pamietasz... 14 lat temu to twój ojciec przyszedl tu po ciebie. Sukinsyn zabił wszystkich w tym mojego brata. Ale w końcu doczekalem się tej chwili, gdy znowu cię mam. Jesteś już mój Leitner.
    - A ty kurwa co? Gej? - Zapytalem. - Robimy wymianę. - Powiedzialem niewzruszony. Ten rozwiązał blondynke. - Nie płacz Claire, to moja wina. - Szepnalem gdy mnie mijala. Wsunalem jej klucz od auta. Skrzyeilem się boleśnie. - Uscisnalem rękę, z której saczyla się krew.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Uciekaj stąd do samochodu. - Powiedziałem to takim głosem, który za nic w świecie nie znosił sprzeciwu. Spojrzałem na nią po raz ostatni. Podziwiałem ją. Naprawdę. Po tym wszystkim nie liczyłem nawet na to, że na mnie spojrzy. Zauważyłem jak ktoś z góry celuje w Claire. Szybko pociągnąłem ją ku ziemi. Zasłoniłem ją samym sobą i strzeliłem w strzelca. Zero bezbłędności. Trup od razu na miejscu. Ale niestety kula sięgnęła znowu naruszonego ramienia. - Idź stąd Claire. - Powiedziałem po czym wyszeptałem do niej. - Tam czekają na ciebie. Nic ci nie zrobią. A jeżeli już musisz... To ukryj się gdzieś. Facet podszedł do nas. Odrzucił mnie od blondynki.
    - Najpierw trochę się pobawię twoim chłopakiem. - Kopnął mnie tak, aż splunąłem krwią. Później drugi raz, trzeci... Aż przestałem liczyć. - A teraz patrz jak ginie ta twoja dziwka.
    - To jest kobieta. - Wycharczałem. - Dziwek szukaj w tym waszym burdelu. - Mężczyzna zaczął celować w dziewczynę, śmiejąc się przy tym tak głośno, że stanąłem za nim i przystawiłem mu lufę do pleców.
    - A kto umarł... Ten nie żyje. - Nim tamten zdążył strzelić do Claire to ja go zabiłem. Zaraz teraz rozległy się hałasy na korytarzu. - Wiejemy. - Pociągnąłem ją. Puściłem ją przodem. I już kiedy byliśmy blisko wyjścia. Już prawie przy samochodzie... Oberwałem kulą w brzuch. Próbowałem jeszcze iść, ale to na nic. Zaraz też usłyszałem strzały naszych. Załatwili ich? Tak, chyba tak.
    Czy te chmury są w kolorze malinowym? Nie... To idiotyczne... - Zamknąłem oczy. Jeszcze słyszałem wokół siebie jakieś krzyki.
    - Przepraszam... - Wymamrotałem.

    OdpowiedzUsuń
  64. - Nigdzie nie jest normalnie. Kazde miasto rządzi się swoimi prawami. Czasami lepiej jest żyć w blogiej nieświadomości. CZasami po prostu lepiej jest spać. - Ziewnalem, uprzednio zakrywajac buzię. - Przepraszam, ale cierpię na hipersomnie. Odczuwam wzmozona potrzebę snu. W każdym miejscu i o każdej porze dnia. - Wyjasnilem jej. Czasami bywa to upierdliwe... A czasami pomocne. Na przykład wtedy, gay niro chcesz myśleć o tym jak nędzne i podłe mam życie. - Spojrzalem na nią sennym wzrokiem. - Wiesz wolę różwazyc wszystkie możliwe scenariusze. - Skinalem lekko głową, przystając tym samym na jej propozycje.

    Kosma

    Reszta szybko się zjawiła. Wciagneli mnie do samochodu. Ktoś powiedział, aby jechać do najbliższego szpitala. Zaczalem mówić w malignie. Nie wiedziałem już co się ze mną dzieje. Czułem, że gdzieś odplywam. Czulerm się tak, jakby coś ze mnie ulatywalo. To było dosyć dziwne uczucie. Te wszystkie głosy stawaly się dla mnie dość odległe.
    - Claire... Przepraszam za wszystko... - Zakrztusilem się własną krwią. Oddychalo mi się coraz ciężej. - Myślisz, że... Spotkamy się kiedyś jeszcze?... Będę cię strzegł Claire. I was też chłopaki. - Puscilem jej dłoń. Zamknalem oczy. Jeszcze Uslyszalem jak ktoś krzyczy, aby "dawać na operacyjna". Do szpitala weszli wszyscy. Nawet Ephraim i Peter.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Fakt. Nie w każdym. Ale sami w pojedynkę nie damy im rady. Potrzebny jest tłum ludzi. Takich, którzy chcą o coś zawalczyc. Ale niestety mamy czasy lichego pokoju. Ludzie zachlysneli się pokojem. Przyzwyczaili się wygodnie żyć. Nie widzieć problemów innych. Mieć klapki na oczach. Dopóki ich samych nie dotknie krzywda nie zrobią nic. A później szukają swoich zemst i sprawiedliwości. Ale czasami jest już na to po prostu za późno. Świat jest bezradny wobec postaw obojętności. Udaje, że tego nie widzi. A oni to wykorzystuja. Skoro nikt im za to nie zwraca nawet uwagi... Myślą, że są bezkarni. Może kiedyś dożyję lepszych czasów. O ile mnie szlag jasny nie trafi i cholera nie weźmie. - Powiedzialem pół- żartem, pół- serio. - Dobrze. Rozumiem. - Rzekłem, wchodzac do środka budynku.
    / Kosma

    Chcialem, aby to się skończyło. Abym już wiedzial czy zostanę czy odejdę. Jeśli zostanę to czy ona bedzie chciała mnie jeszcze? A jeżeli odejdę- to dokąd? Na niebo raczej nie mam co liczyć... Może czysciec? Jakież to idiotyczne. Odbieralem życia innym w "słusznej sprawie". Być może i ja mialem teraz umrzec w "słusznej sprawie"? Szlag by to trafił.
    - Nie ma twojej siostry w Bertone. - Powiedzialem słabym głosem zanim całkowicie stracilem przytomność. I nastała ciemność.
    Cisza... I wszystko to co było mi takie bliskie staje się takie odległe. Nic nie znaczące niczym suchy, jesienny liść na wietrze. To już nic nie znaczy. Czy już umarlem?
    Nie. Jeszcze nie. Jeszcze żyje. Słyszę jej płacz. Słyszę klocaca się matule. Nie, to jeszcze chyba nie pora na mnie.
    - Gdzie jest mój syn?! - Krzyknela Elizabeth. Słyszę głos Petera, aby się uspokoiła. Ona go zaś publicznie nazwała fiutem bez serca. W sumie to należało mu się. Tak samo jak i ojcu.
    - Nie płacz Claire... - Powiedzialem słabym głosem do blondynki.
    /Matti

    OdpowiedzUsuń
  66. Łatwo było jej mówić że "wszystko bedzie dobrze". Gowno prawda. Nic nie bedzie dobrze. Nie chcialem, aby dowiedziała się o tym w taki sposób. Chcialem jej sam o tym powiedzieć. Tak na spokojnie. Ale wszystko szlag jasny trafił i krew nagła zalała. Wpatrywałem się w nią bardzo uważnie.
    - Przepraszam, że dowiwdzialas się o tym w taki a nie inny sposób. Powinienem był wtedy sobie odpuścić, kiedy dawalas mi kosza. Ale byłem za bardzo egoistyczny. Myslalem, że to nie bedzie ciebie dotyczyło. Jak widać myliłem się. - Niestety chyba lepszego momentu nie bedzie , aby jej to wyjawić. - Tak wygląda całe moje zycie Claire. Od samego początku tak było. Niestety nie znam innego życia poza familią. Nikt mi takiego nie pokazał. Staram się żyć jak normalny nastolatek na tyle na ile tylko mogę. Ale to nie jest znowu takie proste.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Może kiedyś to się uda wszystko rozpierniczy w drobny mak. Przynajmniej mam taką nadzieję. Mam też nadzieję, że spotka ich kara za to co zrobili innym ludziom. - Powiedzialem. "Za to co zrobili dla mnie." - Dodalem w swoich myślach.
    Wzdrygnalem się, kiedy dotarło do mnie to o co teraz poprosiła dziewczyna. Nie lubiłem pokazywać swojego ciała. Ludzie wtedy się na mnie tak dziwnie patrzyli. Jedni z odraza w oczach, a drudzy ze współczuciem. Jeszcze inni z obojętnością. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w dziewczynę. Nie byłem do końca przekonany czy aby jednak ściągnąć koszulkę. W końcu jednak uznałem, że bez tego to moja kuracja nie przejdzie. Sciagnalem ja, ukazujac całe posiniaczone ciało i pajecza sieć blizn. Niektóre z nich były jeszcze świeże, niezabliznione. Dzisiejsze jeszcze rany krwawily.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Powinienem bym wtedy odpuscic Claire. Nie powinienem ciebie w ten sposób narażać. A jednak to zrobiłem i cholernie tego żałuję. To nie jest świat dla ciebie... Chociaż doswiadczylas już bólu, który jest i nam bardzo dobrze znany. - Spojrzalem na nią bardzo uważnie. - Nie żyje tak jak normalny nastolatek Claire. I to co teraz usłyszysz sprawi, że mnie znienawidzisz. Masz do tego pełne prawo. Mój ojciec w mafii był katem. Mój wujek nadal nim jest. Od dziecka mi pokazywali czym się zajmują. Od czternastego roku życia zaczęli mnie szkolić. Od pół roku przejmuje obowiazki ojca. Siedzę w tym po uszy. Nie umiem już odróżniać tego co jest dobre, a co jest zle. Zabicie jakiegoś wroga nie stanowi dla mnie żadnej trudności. Jestem katem w Bertone Claire. I nic nie mogę na to poradzić mała.

    OdpowiedzUsuń
  69. - Rozumiem. - Odpowiedzialem. - Tylko uważaj. Nie chcę ciebie przypadkiem kopnąć. Zawsze kiedy on chce mnie... - Urwalem na chwilę, starając się dobrać słowa. - No wiesz co... Zawsze się zapieram i się wyrywam. To mi chyba pozostanie. - Spuscilem smetnie wzrok. - Ale postaram się jakoś trzymać swoje kończyny w odpowiednich ryzach. - Usmiechnalem się delikatnie w jej kierunku. Wolalem nie wiedziec, co pomyślała, kiedy zobaczyła w jakim stanie jest moje ciało. To było na zewnątrz. Bałem się co jest wewnątrz. Czy abym nie mial jakichś kości poprzestawianych. Usiadlem na jakimś starym krześle. Było cholernie twarde. Ale na pewno wygodniejsze niż podłoga. - Kiedy mu się buntowalem... Zamykał mnie w ciasnej i ciemnej piwnicy. Ciemności już się nie boję. Gorzej jest z mniejszymi pomieszczeniami. - Powiedzialem, wyciagajac z kieszeni spodni figurę z szach króla. - Wydaje mi się, że lubilem grać w szachy. Ale nie jestem tego pewien. Jest ze mną od początku. Od momentu wypadku. Dziwne, że mi go nie zabrali.... Tak jak to zrobili z innymi rzeczami. Chcialbym odzyskac swoje spodnie. Były jeansowe. Calkiem wygodne. Troche wytarte. Chyba ze starości. Mialy zielona kreche na kolanie. Sądzę, że po trawie... Przepraszam to jest idiotyczne....

    OdpowiedzUsuń
  70. Milczalem przez ten cały czas. Nie wiem co tak dokładnie w tym momencie czułem. Żal, gorycz, a może złość? Coś pomiędzy tymi trzema.
    - Tak. Wtedy dostalem takie zlecenie. Zastrzelilem jakiegoś typa z The Cross. Szkolili mnie od małego. Wiem, że o tym rozmawialiśmy. Ale nigdy nie zapytalas czy jestem z nimi w jakiś sposób powiązany. - Spuscilem wzrok. - Chcialem ci o tym powiedzieć... Ale w innych okolicznościach. Nie klamalem Claire. Po prostu nie powiedzialem. Bo nie pytalas mnie o to.

    OdpowiedzUsuń
  71. Czulem się bardzo źle. Fizycznie, jak i psychicznie. Ale niestety czasu już nie cofne. Chociaż bardzo bym tego pragnął... Nie zdziwieniem się wcale jeśli Claire w tej chwili mnie znienawidzi. Miała do tego pełne prawo.
    - Jeżeli tak się stanie. Jeżeli ludzie się zbuntuja... Uciesze się z tego powodu. Bo w końcu może się obudzi. Ale to raczej nie nastąpi zbyt szybko. Bo ludzie mają gdzieś bliźnich. - Spojrzalem na nią bardzo uważnie. - Zależy mi na tobie Claire. Gdyby tak nie było... - Zaczalem się krztusic. Niemalze nie moglem złapać oddechu. Jakiś ból rozsadzal mnie od środka.

    OdpowiedzUsuń
  72. Chcialem jej coś powiedzieć, ale nie tylem w stanie tego zrobić. Zaraz zbiegli się lekarze. Matula ze strachem chwycila mnie za rękę. Jednak tamci kazali jej się odsunąć. Zabrali mnie gdzieś znowu.
    Ale gdyby drugi raz przyszloby mi ją ratować... To bym to znowu zrobił. Bez cienia wątpliwości. Tak bardzo mi na niej zależało.
    Po jakimś czasie lekarze wyszli z sali, oznajmiajac wszystkim, że już jest ze mną dobrze. Jednakże Musialem teraz sporo odpoczywać. Do sali weszla tylko mama. Cały czas bardzo płakała. Nienawidzilem patrzec, kiedy placze.
    - Nigdy więcej nie pójdziesz na żadna akcje. - Powiedziała to tak głośno, aby na korytarzu slyszeli. Nie odpowiedzialem jej nic. Wątek oka przez lekko uchylone drzwi zauwazylem, że Claire wychodzi. - Nigdy więcej nie będziesz nikogo narażał. - Elizabeth spojrzala na mnie stanowczo.

    OdpowiedzUsuń
  73. Starałem się po wyjściu matki do toalety skontaktować się z Claire. Nic z tego nie wyszło. Miała całkowicie wyłączony telefon. Napisałem do niej chyba z milion SMS. Sporo było z przeprosinami, a sporo z tym, aby dała mi znać. Martwiłem się o nią i to nawet bardzo. Nie wiedziałem co z nią się dzieje.
    Matula czuwała przy mnie całą noc. Wiem to, bo kiedy obudziłem się to ona kimała przy moim łóżku. Nadal próbowałem się skontaktować z Claire. Znowu skończyło się to fiaskiem. Zamówiłem w kwiaciarni dla niej bukiet najpiękniejszych kwiatów i posłałem je gońcem. Dla niej było warto. Miałem nadzieję, że jest z nią wszystko w porządku. Bardzo za nią tęksniłem.

    OdpowiedzUsuń
  74. Starałem się skontaktować z nią przez cały czas. Przez cały tydzień nie odbierała ode mnie telefonu. Nie dziwię się jej, ale mogłaby raz na ruski rok do mnie napisać. Codziennie rano i wieczorem wysyłałem kogoś, aby sprawdził okolicę, w której mieszkała Claire. Nie chciałem, aby coś jej się stało.
    Po tym tygodniu mama niemalże wybłagała, abym mógł wrócić do domu. Miałem wolne od Bertone. Wszyscy życzyli mi szybkiego powrotu do zdrowia, naznosili różnych prezentów i słodyczy... To było miłe z ich strony. Ale ja wraz każdym dniem robiłem się coraz bardziej smętny. Dużo spałem, do nikogo się nie odzywałem. Zamknąłem się w swoim pokoju. Nikogo do siebie nie dopuszczałem. Moje samopoczucie było bliskie oceny minus tysiąc. Na dodatek po urazie mało mogłem się ruszać. Szlag by to trafił.

    OdpowiedzUsuń
  75. Kiedy napisała do mnie SMSa wiedziałem, że to musi być coś poważnego. Odpisalem jej, że ktoś ode mnie zaraz po nią przyjedzie. Ja sam nie moglem za bardzo się przemeczac. A nawet jeśli chcialem się wymknac gdzieś z pokoju to nie było szans. Matula na przemian z Eunice mnie pilnowały. Szlag by to trafił. No, ale wedle zaleceń lekarza to mialem się kurowac... To było takie upierdliwe. Wyslalem Ephraima, aby pojechał moim autem po Claire. Jakiś czas później wrócił razem z blondynka. Uslyszalem głos matki, że cieszy się, że dziewczynie nic nie jest i że może ona jakoś na mnie wpłynie, bo do nikogo się nie odzywa, nie wychodze z pokoju i nie jem prawie nic. No chyba, że ona mnie trzyma, a Eunice próbuje mo coś do ust wcisnąć.

    OdpowiedzUsuń
  76. - Nie. To ja ci za to dziękuje. Myslalem, że po tym wszystkim nie będziesz chciała mnie znać. Może się czegoś napijesz? - Zapytalem. - Kawa, herbata, woda, cola, oranzada, sok czy mleko? - Zaproponowałem. - Nie chcialem, aby tak to wszystko wyszło Claire. Chcialem chociaż raz zobaczyć, jak żyją normalni ludzie. Chcialem mieć kogoś, kogo bym mógł darzyc jakimś uczuciem. Kogoś, kto dawalby mi powód do życia. I znalazlem go. Siedzi właśnie przede mną. Ale niestety są w życiu też inne sprawy, ktore mnie nie ominęły. To było zaplanowane od dawna i nie mialem na to wpływu. Teraz też za bardzo nie mam... Żałuję tylko, że wcześniej ci tego nie powiedzialem. Że nie Dalem ci wyboru. Jesteś dla mnie tym powodem, dla którego chcę być dobrym człowiekiem. Na tyle ile mogę...

    OdpowiedzUsuń
  77. - Nie chcialem ciebie oszukać. Ale wiedziałem też, że jeśli ci o tym od razu powiem to będę skreślony. Nigdy nie chcialem ciebie skrzywdzić. Chcę ciebie chronić Claire. Myślisz, że gdyby mi na tobie nie zależało to bym tam się zjawił? Byłbym w stanie oddać za ciebie zycie, abyś była bezpieczna. W przeciwieństwie do The Cross my nie porywamy ludzi. Nie robimy z nich niewolników. Wyhaczamy margines społeczny. Jaka jest sprawiedliwość, kiedy gwalciciel nie dostaje wyroku i może bezkarnie chodzic i robić to co dalej robił, kiedy kilka szpitali dalej leży czteroletnia dziewczynka, która oczekuje na transplantacje czegoś, ale musi czekać kilka lat, bo nie mają tego czegoś na składzie? Tak. Pojechałem wtedy zabić tego typa. Bo brał udział w porwaniu między innymi twojej siostry. Być może niedługo bedzie u was w domu, bo udało nam się ją namierzyć. Ale co z tego, kiedy pewnie zaraz powiesz, że to koniec i wyjdziesz. Nie, nie zrobilem tego dla zysku i pieniędzy. Zrobilem to z własnej chęci. - Urwalem, kiedy dziewczyna pobiegła do łazienki. Poszedlem za nią i odgarnalem jej włosy. - Powiesz mi co się dzieje? - Zapytalem. - Bo nie uwierze, że "nic ci nie jest".

    OdpowiedzUsuń
  78. Owszem, nie powinienem wstawać z łóżka. Podobno wszystko jeszcze się nie zagoilo. Ale też przecież nie bylem do końca zniedoleznialy. A większość właśnie tak mnie traktowała. Z jednej strony to było fajne, że byli na Kazde moje zawolanie... ALe z drugiej strony robiło się to już denerwujace.
    - Spokojnie. - Odpowiedzialem. - Dam radę jeszcze wykonać parę kroków. Ale nie musisz mnie oklamywac. Widzę przecież co się dzieje. I to nie wygląda najlepiej. Może poproszę moja mamę by ciebie przebadala. - Zaproponowałem jej. - Kiedy tylko dowiedzialem się co się wam przytrafiło Zaczalem sprawdzać. Okazało się że to nie nasi. Więc trzeba było szukać głębiej. Nie powiem... Było to dosyć ryzykowne, ale jakiś czas temu natrafilismyna wzmianke o dziewczynie, która idealnie pasowala do twojej siostry. Podeslalismy do The Cross tajniaka. Tam doszlismy że zlecenie wydał jakiś gość, który kocha nieco inaczej. Podejść go nie było trudno... Tylko do dzisiaj mnie aż zgina w pół na myśl o tym, że musialem się z nim przespać... - Spuscilem wzrok. - To było zanim zaczelismy być razem. Ale wystarczyło go przy tym upic i powiedzial kto porwal i sprzedał twoja siostrę. Dorwalisny gowniarza tamtej nocy... Peter i ja wyciagnelismy z niego informacje. Twoja siostra jest prawdopodobnie w Tokio. Tam ostatnio był facet, który wyłożył za nią milion dolcow. Nazywa się Gato. W Japonii mamy też kontakty... Planujemy ją odbic. Tylko muszę wrócić do pełni zdrowia.Claire... To co zobaczysz u swojej siostry... Może cię przerazic. Oni robią takie rzeczy, że to się w głowie nie mieści.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Prawdopodobnie. Bo tam ostatnio przebywa Gato. - Stwierdzilem. - Ale to już tylko kwestia czasu. Obiecuje ci, że sprowadzimy ja do domu. Nie mogę przewidziec tylko dokładnie kiedy. Wszystko jest pracochlonne. A na dodatek ja muszę dojść do siebie. - Spojrzalem jej prosto w oczy. - Długo masz już te mdłości? - Zapytalem.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Dam sobie radę. - Odpowiedzialem. - Czy możesz mi powiedzieć co tak naprawdę się dzieje?- Zapytalem. - Bo wiem, że klamiesz. Claire... O co chodzi? Po coś przecież chcialas się spotkać. - Wyszedlem z łazienki. Było mi ciężko mi się poruszać. Ale nie chcialem tego okazywać. Nie moglem pokazywać słabości.

    OdpowiedzUsuń
  81. Usiadlem, a kiedy uslyszalem jej słowa to aż się zakrztusilem. Owszem pamietalem co do niej mówiłem tamtej nocy. W żartach o żonie i dzieciach. Jednak nie przypuszczałem, że tak szybko to się stanie. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.
    - Czyli, że zostaniemy rodzicami? - Zapytalem z niedowierzaniem w głosie. Chyba nawet pobladlem i to znacznie.

    OdpowiedzUsuń
  82. - Była... - Mruknąłem cicho pod nosem. - Co się stało, że już nie jest? - Zapytałem. Wszystko to tak szybko przemijało. Dzisiaj coś "jest", a jutro określi się mianem "to już było". Jakież to jest upierdliwe. Nic nie trwa dłużej niż jedną, małą i ulotną chwilę. Wszystko gdzieś odchodzi. Chciałbym, aby pewne rzeczy ode mnie odeszły. Ale najwidoczniej coś lub ktoś skazał mnie na taki, a nie inny los. - Mogłabyś mi je przynieść? - Zapytałem nieco zaskoczonym głosem. Uśmiechnąłem się do niej lekko pod nosem. - To bardzo miłe z twojej strony. To prawie jak dostać prezent na urodziny. Albo na gwiazdkę. Na gwiazdkę dostaje się przezenty, nieprawdaż? Widziałem takie kiedyś w jakiejś gazecie. Ale od tamtego momentu... Nikt nie dawał mi już prezentów. Myślałem, że może na urodziny on chociaż raz odpuści... Ale dla niego to nie miało żadnego znaczenia. - Stwierdziłem smutnym tonem głosu. Czułem jak smaruje moje ciało. Ale dopóki nie schodziła w te drażliwe dla mnie strefy to było dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  83. - Przepraszam. - Powiedziałem. - Ale sama dobrze wiesz, że nie lubię zbyt długo czekać. - Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco. - Że wolę wszystko od razu mieć pozałatwiane. Bez odkładania tego na później. - Stwierdziłem poważnym tonem głosu. - Nie. Ty mnie nigdy nie denerwowałaś Claire. - Odpowiedziałem jej, podchodząc do niej i delikatnie obejmując dziewczynę ramieniem. - Claire... Nie opuszczę cię. Przejdziemy przez to razem. Dziękuję ci za to, że mi o tym powiedziałaś. Że nie ukrywałaś tego przede mną. Jeżeli to będzie już pewne... Postaram się być nieco lepszym ojcem niż mój był dla mnie. - Spojrzałem na nią bardzo spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  84. - Przez cały czas ktoś od nas ciebie pilnował. Nie chciałem, aby stała ci się jakaś krzywda. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. - Bardziej to stwierdziłem niż zapytałem. Nawet jeżeli by nie wyraziła na to zgody... To ja i tak bym zrobił swoje. Taka była prawda. Zawsze stawiałem na swoim. - Cokolwiek będzie, wiedz, że trwam przy tobie. Przejdziemy to razem. Jeżeli zajdzie taka potrzeba to zamieszkasz u mnie. Tu jest bezpieczniej niż u ciebie. Szkoły i co tam będziesz tylko chciała też pokończysz. - Uśmiechnąłem się do niej lekko.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Nie, wiesz... Lepiej abym tutaj został. Jeszcze by mnie ktoś od nich zauważył z tobą. Ja będę miał wtedy kłopoty. A ty razem ze mną. Nie chcę ciebie narażać. Nie zasługujesz na to Claire. - Uśmiechnąłem się delikatnie do niej. - Ciekawe jak takie prezenty mogą wyglądać... - Stwierdziłem, zastanawiając się nad tym przez chwilę. - W gazecie i książkach wyglądały nawet ładnie. O! A wiesz, że kiedyś podobno byłem rudy? - Zapytałem się jej. - Chyba przed wypadkiem, bo znalazłem to w gazecie w rubryce "Poszukiwani". Sprzed ponad przeszło dwóch lat... - Pokazałem jej zdjęcie.

    [http://www.wz-newsline.de/polopoly_fs/1.34836.1289832406!/httpImage/onlineImage.jpeg_gen/derivatives/landscape_550/onlineImage.jpeg]

    OdpowiedzUsuń
  86. - Dla mnie też ten tydzień nie był najlepszy. Z każdym dniem wydawalo mi się, że chyba zaczynam wariowac. Gdybyś dzisiaj nie przyjechała... Moja matula by ciebie tutaj ściągnęła. Abym w końcu zaczął coś jesc i rozmawiać... Ale to nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. - Spojrzalem na nią uważnie. - Poloz się na troche i się zdrzemnij. Wygladasz na zmęczona. - Musnalen ją delikatnie w czoło. - Jeżeli chcesz to mogę wyslac Eunice po jakieś testy ciazowe do apteki.

    OdpowiedzUsuń
  87. - Nie przepraszaj mnie, bo to nie jest twoja wina. To ja powinienem padać przed tobą i błagać o wybaczenie. Miałas prawo tak postąpić. Po tym wszystkim co się wydarzyło. Fakt, nie funkcjonuje teraz normalnie. Cały czas śpię. Może dlatego, że nie chcę na to patrzec. Po prostu jakoś przeczekać... W ogóle Zastanawialem się czy będziesz chciała się ze mną widzieć. Albo nawet porozmawiać. - Spojrzalem na nią bardzo uważnie. - Wiem, że nawalilem, ale... Nie umiem przestac ciebie kochać Claire. I zrobię wszystko abyś była szczęśliwa. Mam pomysl. Polozmy się i polezmy razem. - Zaproponowałem dla niej. - Wbrew pozorom Eunice można zaufać. - Powiedzialem. "Nawet czasami bardziej niż mi." - Dodalem w swoich myślach.

    OdpowiedzUsuń
  88. - Nie. Lepiej abym został tutaj. Teraz pewnie mnie szukają. Ryzyko jest za duże. Jeżeli ktoś się dowie o tym, że mi pomoglas... Będziemy po prostu skonczeni. Zostanę tutaj. Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że tu przyjadą. Poza tym.. Bez urazy, ale ciągle przerazaja mnie małe przestrzenie. A w samochodzie tak niestety jest. Będę tutaj czekał Claire. Nie chcę, aby mafia cię ścigała. Nie zaslugujesz na to.

    OdpowiedzUsuń
  89. Ariel czekał. Czekał na umowionego klienta. Klienta, który nieco się spoznial. Z jakieś czterdzieści dwie minuty i pół. W prawdzie gość zapłacił mu z góry trzy i pół tysiąca zielonych, ale lubil wywiazywac się z umów. Tę noc mial spędzić za trzy i pół tysiąca zielonych z jakimś cztsrdziestopiecioletnim facetem. Postanowił poczekac jeszcze dziesięć minut. Jak się nie zjawi to on to wszystko chrzani i jedzie do domu. Nie bedzie marznal i stał jak głupi. Przecież był ekskluzywna dziwka i nie pozwoli sobie na coś takiego.
    Raznym krokiem poszedł przed siebie. Po drodze zachodzac do jakiegoś baru o dziwnej nazwie "Makaronowe fiki miki". Wziął coś na kolację sobie i dwójce rodzeństwa. Wychodząc, Wpadl na kogoś.
    - Kurwa mac- zaklal głośno.

    OdpowiedzUsuń
  90. Ariel był takim człowiekiem, który po jakichś wydarzeniach budował świat od nowa. Po śmierci matki udało mu się sprzedać jej okazały dom. Na dodatek w bardzo dobrej dzielnicy. Tam gdzie żyli ci wszyscy szanowani ludzie. Nie widział sensu mieszkać w takim wielkim czymś, kiedy został tylko z młodszą siostrą i trzyletnim braciszkiem. Ponadto pieniądze dosyć szybko się kończyły.
    Pourywał wszelakie kontakty. Nie chciał, aby inni się nad nim litowali. Te ich sztuczne twarze i uśmiechy. Aż rzygać mu się od tego chciało. Zaczął wszystko od nowa. Może nie zgodnie z prawem, ale udało mu się jakoś pogodzić pracę, naukę i opiekę nad rodzeństwem i mieszkaniem w obskurnym bloku.
    Dlatego też nie był zbyt pocieszony, gdy spotkał ją.
    - Wyrosłaś- powiedział chłodno- Faktycznie dosyć dawno. Z jakieś ponad pięć lat to już będzie. Spieszysz się gdzieś? Może chciałabyś coś zjeść?- wbrew pozorom nawet i takiemu komuś jak Arielowi potrzeba było normalnego towarzystwa. Bo o czym miał on rozmawiać z ośmioletnim Tonym czy czternastoletnią Naną.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Spokojnie Sophie, nic mi się tutaj złego chyba nie stanie. Na razie jest dobrze. - Uśmiechnął się do niej nieco niepewnie. Chyba próbował ją przekonać, że wszystko może być naprawdę ok. Ale czy on sam w to wierzył? I tak, i nie. Za dużo w ciągu tych dwóch lat przeżył. I chyba więcej bólu już nie zdzierży. Chciałby stąd uciec i to jak najszybciej.
    Obiecał jej, że będzie tutaj czekał. Wzrokiem ją odprowadził . Po chwili poczuł się senny. Ułożył się na tej rozparcelowanej kanapie i zasnął. I tak nie miał nic do stracenia.

    OdpowiedzUsuń
  92. - Powinienem był ciebie bardziej chronić. Gdybym wtedy po ciebie pojechał... Nic by się nie stało. Oni, a przynajmniej niektórzy z nich... Boją się mnie. Cholernie mnie się boją i wcale się temu nie dziwię. - Odpwoeidział chłopak. - W szpitalu mi powiedzieli, że mogę stracić nogi. Ale nie martwiłem się o to. Bardziej bałem się o ciebie... - Spojrzał na nią uważnie. - Razem źle, a osobno jeszcze gorzej, tak? - Zapytałem. - Moja mama chyba przyzwyczaiła się do tego, że w każdej chwili może któreś z nas stracić. Jest jeszcze jedna sprawa, o którą chciałbym ją zapytać... Ale nie wiem czy to jest odpowiedni moment.

    OdpowiedzUsuń
  93. - MOże zamiast obwiniać siebie i gdybać... Poprzytulajmy się. - Matti chyba nie do końca miał poczucie taktu, chociaż uczył się tego już od najmłodszych lat. Ale nie czekał na jej odpowiedź. Po prostu zrobił to co jej zaproponował. Po prostu ją przytulił. - Już nigdy więcej nie dam ciebie nikomu skrzywdzić, Claire. Obiecuję ci to. - Musnąłem ją w czoło. - Nikt ciebie już nie tknie, ani nie podniesie ręki. Bo inaczej będzie miał do czynienia ze mną. - Nie, nie zabije delikwenta. Po prostu zrobi mu z dupy typową jesień średniowiecza. No, chyba, że ten ktoś będzie z wrogiej mafii. Wtedy znowu weźmie broń w dłonie i zabije. Ale teraz wolał o tym nie myśleć. Teraz dla niego ważna była tylko ona. I być może ich malutkie dzieciątko.

    OdpowiedzUsuń
  94. Kosma od dwóch lat nie był czlowiekiem bardzo wymagającym. Jego instynkt przetrwania kazał mu się zadowalać nawet najmniejszymi odcieniami jakiegokolwiek komfortu. Po tylu latach spędzonych w ciasnej i zimnej, przesiąkniętej do granic możliwości wilgocią nauczył się nie narzekać. Przyzwyczaił się do tego pomieszczenia.
    Zasnął zwinięty w kłębek na starej i rozprutej kanapie. Wbrew pozorom była bardzo wygodna. O wiele wygodniejsza niż betonowa podłoga w piwnicy czy też kuchenny stół, na którym rżnął go Martin. Zatrząsł się na samą myśl o tym.
    Spał niemalże jak zabity. Nawet nie usłyszał, kiedy blondynka przyjechala. Po prostu był tak tym wszystkim zmęczony i wykończony, że to nie miało już dla niego żadnego znaczenia. No, przynajmniej w tym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  95. - Będę was chronił. Ale nie będę narażał się bez powodu. Aż takim kozakiem to ja nie jestem. - Zaśmiał się cicho chłopak. Po chwili jednak się skrzywił. Znowu poczuł to silne kłucie w boku. Zawsze przy jakichś bardziej gwałtownych i niepohamowanych ruchach. Szlag by to trafił. Starał się tego po sobie nie pokazywać. Nie chciał, aby ona znów się obwiniała.
    - Możesz zostać tutaj tyle ile tylko będziesz chciała. Mój dom to także twój dom. - Przyciągnął ją delikatnie do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  96. Kosma spał bardzo twardo. Ale też i sen miał bardzo niespokojny. Nawet we snach go to wszystko dopadało. Rzucał się po kanapie. Krzyczał coś przez sen. Znowu to uczucie... Znowu się bał. Jakby tego strachu nie miał już za dużo.
    W końcu obudził się. Z ogłuszającym wrzaskiem. Cały załzawiony i roztrzęsiony. Oddychał płytko i szybko. Tak bardzo nierównomiernie. Rozbieganym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu. Analizował to, gdzie jest w tym momencie. Starał się w jakiś sposób uspokoić. Niestety z bardzo marnym skutkiem.

    OdpowiedzUsuń
  97. - Nie mów tak o sobie. Cholernie mnie to rani. Jesteś dla mnie bardzo ważna. I będę cię zawsze chronił. Z całych moich sił. Ale fakt faktem... Muszę troche jeszcze wyzdrowiec. - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku. Palcami bawił się kosmykami jej włosów. Od czasu do czasu lekko masujac nimi głowę dziewczyny.- Wiesz co? - Zapytalem. - Nie wiem jak ty, ale ja to troche tak zglodnialem. - Zasmialem się cicho pod nosem. - Może poproszę moja mamę, aby zrobiła coś do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  98. -Nie chcę znowu cię strafic. Dzięki tobie zaznalem troche normalności w moim świecie. Inaczej chyba bym do końca w tym się pogrążył. Ale wiem, że ja sam stanowienia dla ciebie zagrożenie. Dlatego staram się jak tylko mogę być dla ciebie lepszy. Ale masz rację... Nie mówmy już o tym. - Usmiechnalem się lekko do nirj. - Po prostu urzadzilem im mały strajk. A poza tym... Po tym wszystkim czułem do siebie taki wstręt, że nie moglem nic przelknac. Ale teraz to już coś zjrm razem z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  99. Nie umialem się uspokoić. Cały czas trzeslem się ze strachu. Zupełnie jak jakiś pieprzony wariat. A moza ja jux nim byłem... Tylko jeszxze nikt mnie o tym nie uświadomił? Chcialem uciec stąd jak najdalej. I jak najszybcirj by się tylko dalo. Momentami mydlalem o śmierci. Nie jeden na mokm mirjscu by tak już ze sobą skoncxyl.
    - Proszę cię claire... Nie dotykaj mnie. Wiesz że tego nie lubie.

    OdpowiedzUsuń